Białoruski minister spraw zagranicznych Władimir Makiej zmarł nagle 26 listopada. Miał 64 lata. Pod względem stopnia wpływów i kontaktów w kręgach politycznych był być może drugą osobą na Białorusi po Aleksandrze Łukaszence. Makiej po studiach w Instytucie Języków Obcych służył w Głównym Zarządzie Wywiadu, po rozpadzie Związku Radzieckiego związał swoją karierę z dyplomacją. Od 2000 r. jest osobistym asystentem Łukaszenki, od 2008 r. kierował jego administracją, a w 2012 r. został ministrem spraw zagranicznych. W rzeczywistości całe życie pracował w systemie Łukaszenki, jest jednym z jego architektów i nie zdradził go w 2020 roku, kiedy wielu miało nadzieję, że Makiej poprze protest i przeciwstawi się Łukaszence w wyborach. Co więcej, po wyborach prezydenckich zaczął czyścić MSZ z tych, którzy nie zgadzali się z „linią partyjną”. Wielu dyplomatów zrezygnowało na własną rękę, niektórzy pod przymusem. Najstarszy syn Makieja również opuścił Ministerstwo Spraw Zagranicznych.
Władimir Makiej nazywany jest jednym z głównych dyrygentów zachodniego wektora białoruskiej polityki zagranicznej. Do 2020 roku udało mu się zadbać o interesy Łukaszenki na Zachodzie, m.in. przekonać europejski i amerykański establishment, że Łukaszenka jest gwarantem niepodległości Białorusi, że dopóki będzie Łukaszenka, Putin nie będzie w stanie wchłonąć Białorusi. Szczytem sukcesów dyplomatycznych Makieja była organizacja spotkania normandzkiej czwórki w Mińsku w 2015 roku. Sytuacja zmieniła się po wyborach prezydenckich w 2020 roku, a raczej po krwawym stłumieniu protestów. Wtedy białoruski reżim stał się toksyczny dla zachodnich polityków. Mimo to kontakty nie zostały utracone, a dialog toczył się potajemnie i doszedł do tego, że 1-2 grudnia, po raz pierwszy od dwóch lat, Makiej miał odwiedzić UE, a raczej wziąć udział w szczyt ministrów spraw zagranicznych OBWE w polskiej Lodzi. Rosyjski minister Siergiej Ławrow nie otrzymał zgody na udział w tym spotkaniu, ale jego białoruski odpowiednik został nie tylko zaproszony, ale nawet „czekany z niecierpliwością”. Przedstawiciele sił demokratycznych Białorusi nie mogli zapobiec przybyciu Makieja do Polski, chociaż bardzo im to zależało. Ale pięć dni przed tą wizytą Makiej nagle zmarł.
Stało się to dokładnie w dniu, w którym RLI napisało, że Putin chce wyeliminować Łukaszenkę, aby kontrolować armię Białorusi. Prokremlowskie kanały telegramowe dawały do zrozumienia, że Rosja dąży do zjednoczenia dwóch armii pod swoim dowództwem, ale to pozbawi Łukaszenkę możliwości rządzenia krajem, dlatego Łukaszenka stawia opór i musi zostać usunięty. W społeczeństwie białoruskim zaczęła się umacniać myśl, że śmierć ministra nie była przypadkowa.
Strona białoruska, zamiast zgasić spiskowe teorie śmierci Makieja, jeszcze bardziej je wzmocniła swoim milczeniem. Przyczyna śmierci nie została nawet oficjalnie zgłoszona, zrobiły to niezależne media: Nasza Niwa napisała, że minister zmarł na atak serca po południu w swoim domu. I generalnie reakcja propagandy na śmierć właściwie drugiej osoby w kraju była powściągliwa.
Wiadomość o śmierci Makei pojawiła się w jednym wierszu w państwowej agencji Belta i została opublikowana po informacji o spotkaniu Łukaszenki z rolnikami, po wezwaniach wicepremiera do zapewnienia bezpieczeństwa żywnościowego kraju a obok informacji o mgle, słocie i deszczu ze śniegiem. W białoruskiej telewizji o śmierci Makieja poinformowano również w drugiej połowie serwisu. Potem w mediach państwowych przez kilka godzin panowała cisza. Wszyscy czekali na instrukcje od administracji Łukaszenki lub jego reakcję, aby było jasne, w jakim stylu mówić o śmierci Makieja. I doszło do paradoksalnej sytuacji, gdy rosyjskie media państwowe dostarczyły więcej informacji i komentarzy niż białoruska propaganda. W końcu kondolencje Łukaszenki dały sygnał białoruskiej propagandzie, i to już bardzo ograniczony, po czym wszystkie organy państwowe zaczęły pisać te same teksty kondolencyjne, były publikowane i wygłaszane w mediach państwowych. Pod wieczór Belta uzupełniła informację i opublikowała nekrolog Makieja. A nawet dzień po śmierci ministra żaden z urzędników osobiście nie mówił o nim. Propaganda nadal publikowała tylko kondolencje i informację o odwołaniu wizyty szefa rosyjskiego MSZ w Mińsku: 28 listopada Siergiej Ławrow planował spotkanie z Władimirem Makiejem.
Niezależne media białoruskie, do zniszczenia których przyczynił się Władimir Makiej, wręcz przeciwnie, pierwsze strony poświęciły jego osobie, jego roli w pionie władzy. Niektórzy pamiętali nawet, że Makiej był znany jako liberał i czasami mówił po białorusku, co z pewnością przekupiło postępową część białoruskiego społeczeństwa i zachodnich polityków.
Wizerunek „liberalnego Makija” zniszczył propagandysta Grigorij Azarenok, który napisał na swoich portalach społecznościowych, że jego „rodzina dobrze znała Władimira Makieja z czasów jego pracy w Administracji Prezydenta Białorusi. Zawsze się śmiałem, kiedy czytałem o nim różne plotki, że grał w jakąś własną grę. Kto zna i kto znał Makieja doskonale zdaje sobie sprawę, że jest on osobą oddaną, bardzo oddaną Aleksandrowi Łukaszence.”
Olga Siamaszko
Fot. wikipedia.org