Z perspektywy niemal roku, analizując przekaz rosyjskiego aparatu propagandowego i dezinformacyjnego przed i w początkowej fazie inwazji, można wnioskować, że przekaz ten nie zawierał i nie zawiera żadnego wątku, który mógłby być zaskoczeniem, ale jednocześnie jest konsekwentny, co w dłuższej perspektywie przynosi pewne rezultaty.
Przed inwazją
Kiedy na przełomie 2021/22 doszło do eskalacji napięcia na linii Rosja-Zachód i Rosja-Ukraina zintensyfikowane zostały działania dezinformacyjno-propagandowe Rosji. Ich Przedmiotem była przede wszystkim, wówczas, Ukraina. Przedstawiano ją w rosyjskiej narracji jako potencjalnego agresora – to z ukraińskiego terytorium miał wyjść atak na obie „republiki” na Donbasie. Ukraina miałaby dokonać takiej agresji pod presją Zachodu, a przede wszystkim Stanów Zjednoczonych, które miały de facto dyktować Ukrainie, jakie działania i jaką politykę ma prowadzić. Oskarżenia, odnoszące się do podsycania konfliktu i prowokowania konfliktu, formułowane były także pod adresem NATO, które rzekomo rozmieszczało na terytorium Ukrainy systemy ofensywne oraz gromadziło siły zbrojne w państwach wschodniej flanki. Co ciekawe, w narracji tej pojawiały się także wątki związane z możliwością ukraińskich i zachodnich prowokacji wobec Białorusi – co naturalnie tłumaczyłoby „bratnią pomoc”, której udzieliłaby Białorusi Rosja.
Rosyjskie działania w sferze informacyjnej adresowane były także do Ukraińców: miały ugruntowywać wśród nich przekonanie, że obecna Ukraina jest państwem słabym, zarządzanym przez siły zewnętrzne (Zachód, zwłaszcza USA). Dokonany w połowie stycznia cyberatak na ukraińskie instytucje był elementem tej taktyki. Prowadzone były także działania, mające na celu dyskredytowanie w oczach Ukraińców NATO i całego Zachodu, służyło temu m.in. rozpowszechnianie w mediach społecznościowych opinii w rodzaju „Amerykanie będą walczyć z Rosją do ostatniego Ukraińca”.
Tradycyjnie też przekaz propagandowy adresowany był, i stale jest, do społeczeństwa rosyjskiego. I tradycyjnie jednym z zasadniczych motywów było (i jest) wzbudzanie poczucia zagrożenia – co nieustannie ma zapewnić władzom społeczną legitymizację dla ich działań. Uzasadnieniem zatem koncentracji rosyjskich sił zbrojnych (także na terytorium Białorusi) była, „tradycyjna” w istocie, narracja o „okrążeniu” Rosji przez wrogie siły, prące do konfrontacji, a być może wojny. Rosja natomiast, jak zawsze, była jedynie zmuszana do obrony własnych interesów i bezpieczeństwa – jak podkreślił Władymir Putin na dorocznej konferencji 23 grudnia 2021 r., „my tego nie chcemy” [wojny]. Powtarzana też wówczas była, konsekwentnie ta sama od lat, argumentacja wedle której:
- NATO oszukało Rosję, dokonując „ekspansji” na wschód i zbliżając się do granic Rosji;
- Rosja musi się bronić przed zachodnim imperializmem oraz „faszyzmem” ukraińskich władz;
- Stany Zjednoczone powinny zmusić Ukrainę (jako jej rzeczywisty patron i suweren) do wykonywania porozumień mińskich, ponieważ to właśnie Ukraina blokuje możliwość rozwiązania konfliktu na Donbasie, odrzucając te porozumienia;
Narracja ta, w odniesieniu do społeczeństwa rosyjskiego, okazała się przekonująca, zwłaszcza biorąc pod uwagę faktyczne wyeliminowanie w Rosji realnych sił opozycyjnych oraz niezależnych mediów. Wg badania Centrum Lewady z grudnia 2021 r. połowa Rosjan uważała, że za obserwowaną wówczas eskalację sytuacji winę ponoszą Stany Zjednoczone i NATO, 16% że wina leży po stronie Ukrainy, a jedynie 4% – że po stronie Rosji.
Rosyjskiej narracji wtórowała białoruska, zarówno płynąca z oficjalnych mediów białoruskich, jak i od władz Białorusi. W obu przekazach, rosyjskim i białoruskim, pojawiały się także wątki dotyczące Polski, przede wszystkim odnoszące się do tego, że w Polsce i państwach bałtyckich koncentrowane są siły NATO, przygotowujące prowokacje wobec Białorusi. W Polsce zaobserwować można było wzmożoną aktywność prorosyjskich środowisk i mediów, której celem było, po raz kolejny, pogorszenie relacji polsko-ukraińskich. Ponownie podnoszono argumenty o tym, że Ukraina jest antypolska i „banderowska”, rozpowszechniano doniesienia o milionach uchodźców z Ukrainy, którzy zaleją Polskę, a będą wśród nich także uzbrojone „bandy UPA”. Towarzyszyło tym pogłoskom powielanie opinii, że los Ukrainy nie powinien nas obchodzić i nie należy jej pomagać, należy natomiast na polsko-ukraińskiej granicy zbudować umocnienia, analogiczne do tych na granicy z Białorusią.
Można było już wówczas przypuszczać, że bez względu na rozwój wydarzeń tego rodzaju działania i retoryka, zmierzające do stymulowania w Polsce antyukraińskich nastrojów, będą kontynuowane, a niewykluczone są prowokacje, mające wywoływać napięcia w relacjach polsko-ukraińskich. Późniejsze wydarzenia, tj, rosyjska inwazja, potwierdziła te przypuszczenia, podobnie jak te, odnoszące się stricte do działań wobec Polski, mających na celu dyskredytowanie Polski i ukazywanie jej jako:
- państwo skłócone z Zachodem i nieodgrywające żadnej roli w zachodnich strukturach;
- państwo ksenofobiczne i nacjonalistyczne, a także niestabilne wewnętrznie;
- państwo „rusofobiczne”, którego władze i społeczeństwo ponadto mają poczucie wyższości wobec narodów, które niegdyś zamieszkiwały obszar wspólnej Rzeczpospolitej.
Później, w miarę jak sytuacja militarna Rosji stawała się coraz gorsza, pojawiały się kolejne zarzuty: Polska dąży do rozpętania wojny światowej i wciągnięcia w nią całego NATO, Polsce zależy przede wszystkim na pozyskaniu części Ukrainy Zachodniej, którą Polska historycznie uważa za swoje terytorium oraz że w związku z tym polska pomoc dla Ukrainy ma charakter jedynie interesowny i utylitarny.
Po inwazji
Także w Polsce, w okresie poprzedzającym rosyjską inwazję, wzrosła w infosferze (zarówno na portalach „informacyjnych”, jak i w mediach społecznościowych) aktywność podmiotów, rozpowszechniających prorosyjską narrację. Kontynuowane były obecne wcześniej wątki antyukraińskie (Wołyń itp.), pojawiły się też nowe, straszące Polaków zwiększonym napływem Ukraińców i terrorem ze strony tworzonych przez nich w Polsce „zbrojnych band” (często pojawiały się odniesienia do UPA).
Aktywne były osoby i środowiska, znane ze swoich prorosyjskiej oraz antyukraińskiej i antyzachodniej działalności – czasem w sposób kuriozalny, np. publikując teksty, zapowiadające „repolonizację Kresów” po rychłej „denazyfikacji” Ukrainy, której dokona Rosja. Bezpośrednio po agresji prorosyjskie środowiska nieco zmniejszyły aktywność, co spowodowane było prawdopodobnie zaskoczeniem rozwojem wydarzeń (przynajmniej u niektórych). Ostrzegano się nawzajem przed „bezpieką”, która będzie poszukiwać „rosyjskich agentów” i prześladować za „mówienie prawdy”. Po kilku dniach fala prorosyjskich działań jednak ponownie wezbrała, kontynuując dotychczasowe narracje i rozwijając nowe. Działają liczne kanały i grupy w mediach społecznościowych, uaktywniły się fałszywe konta, dotychczas „neutralne”. Aktywnie działają osoby i środowiska, od dawna znane z tego rodzaju działalności. Należy podkreślić prawidłowość, obserwowaną w całej Europie i USA: narracja prorosyjska, antyzachodnia i antyukraińska rozpowszechniana jest przez środowiska, znane dotychczas z działań, polaryzujących społeczeństwa w kontekście pandemii i szczepień (co potwierdza tezy środowisk eksperckich, od dawna wskazujących na zaangażowanie Rosji w „okołopandemiczne” destabilizowanie państw i społeczeństw zachodnich). Jawnie prorosyjską działalność prowadzą radykalne środowiska, zarówno prawicowe, jak i lewicowe (m.in. panslawiści, antyglobaliści, ONR, tzw. środowiska „kresowe” itp.). Mniej lub bardziej prokremlowskie stanowisko zajmują, konsekwentnie, niektórzy politycy, publicyści, przedstawiciele środowisk akademickich.
W narracji prokremlowskiej, obok „tradycyjnych” wątków (Wołyń, oskarżenia Zachodu, NATO i USA o imperializm itp.), w miarę rozwoju wydarzeń pojawiły się nowe:
- mające nastawić Polaków negatywnie do pomocy uchodźcom z Ukrainy: doniesienia o przestępstwach popełnianych przez nich w regionach przygranicznych; o rzekomym dyskryminowaniu Polaków kosztem Ukraińców w urzędach, placówkach służby zdrowia; o ich rzekomo aroganckim zachowaniu, „przenoszeniu Ukrainy do Polski” i „banderyzacji Polski” itp. (pojawiają się też agresywne narracje antysemickie);
- mające dyskredytować międzynarodowy wizerunek Polski poprzez oskarżenia o rasizm i przemoc wobec osób nieeuropejskiego pochodzenia, chcących wjechać na terytorium Polski z Ukrainy (jest to kontynuacja działań z jesieni 2022 r., z okresu kryzysu na granicy polsko-białoruskiej) – w szerszej perspektywie ma to także pogłębiać „mgłę wojny” i wpływać na rozmycie obrazu wojny i rosyjskiej odpowiedzialności za nią w oczach międzynarodowej opinii publicznej (zwłaszcza pozaeuropejskiej);
- zbieżne z przekazem rosyjskiej propagandy stwierdzenia o zachodniej (głównie amerykańskiej) odpowiedzialności za wydarzenia na Ukrainie i o Rosji, „zmuszonej do obrony”
- pojawiające się już przed rosyjską inwazją doniesienia o pracach Ukrainy nad pozyskaniem broni jądrowej oraz istniejących na Ukrainie tajnych laboratoriach, na zlecenie USA opracowujących broń biologiczną, były w początkowej fazie wojny szeroko rozpowszechniane, co korespondowało z oficjalną retoryką Rosji.
Wraz ze spowolnieniem rosyjskich działań militarnych na Ukrainie i brakiem wyraźnych sukcesów, prorosyjskie działania dezinformacyjno-propagandowe nasiliły się, przy czym wykorzystywano m.in.:
- napięcia, rzeczywiste i wyimaginowane, związane z obecnością rzeczy uchodźców w Polsce;
- działania, mające na celu pogłębianie podziałów w polskim społeczeństwie – wykorzystywanie sporów politycznych i społecznych w Polsce, zwłaszcza w obliczu ambiwalentnej niektórych sił politycznych;
- wątki antyamerykańskie i antyzachodnie, sugerujące, że Polska nie powinna się angażować w „nienaszą” wojnę i że „ponownie zostaniemy zdradzeni przez Zachód”, a sankcje zachodnie będą krótkotrwałe i ich reperkusje uderzą głównie w Polskę i Polaków;
- narrację Kremla, wedle której Rosja jedynie się broni, za konflikt w istocie odpowiedzialna jest bowiem Ukraina, która „sprowokowała” Rosję do „obronnych” działań, ponieważ pozostaje zmanipulowana przez Zachód, a wojska rosyjskie prowadzą działania wyłącznie przeciwko celom wojskowym, nie atakując ludności cywilnej;
- krytykę i ośmieszanie Polski jako państwa słabego, niegodnego zaufania i dysfunkcjonalnego.
Ta antypolska działalność dezinformacyjno-propagandowa, prowadzona zarówno przez Rosję, jak i środowiska prorosyjskie w Polsce, posługiwała się intensywnie dotychczasowymi narracjami, sukcesywnie i kreatywnie je jednak uzupełniając o kolejne wątki, pojawiające się w kontekście bieżącej sytuacji. Przekaz miał być wzmocniony dzięki osobistemu zaangażowaniu istotnych osób publicznych (Pieskow, Ławrow, Miedwiediew, Zacharowa itp.).
„Klasyczną”, prowadzoną od dawna kampanią jest podważanie międzynarodowej pozycji Polski, którego celem jest budowanie wizerunku państwa, izolowanego na Zachodzie i w zachodnich instytucjach. Do skuteczności tego rodzaju działań przyczyniają się wypowiedzi niektórych polskich polityków i przedstawicieli życia publicznego, np. oskarżające o wybuch wojny Zachód i UE (co oznacza, świadome bądź nie, upowszechnianie narracji rosyjskiej).
Nie jest także nowością dyskredytowanie NATO, które w obliczu zagrożenia dla Polski ze strony Rosji miałoby ją pozostawić (silnie w Polsce zakorzeniona narracja o „zdradzie Zachodu”). Przekaz antyzachodni odnosi się też do sentymentów antyamerykańskich, lansując np. tezę o faktycznej okupacji Polski przez siły NATO (a w istocie przez USA). Kontynuowane są pojawiające się od lat wątki antyukraińskie, przypominające o rzezi wołyńskiej, a obecnie uzupełnione (zgodnie z rosyjską retoryką) o oskarżanie „banderowców” o rozpętanie konfliktu – na zlecenie Amerykanów.
Krytyka wobec Polski nie ogranicza się do oskarżeń o uległość wobec USA i tym samym „prowokowania” Rosji i stymulowania napięć na linii NATO-Rosja (których Polska miałaby paść ofiarą w pierwszej kolejności). Coraz więcej pojawia się zarzutów, dotyczących bierności władz Polski wobec kryzysu humanitarnego, spowodowanego wojną i wobec obecności ponad dwóch milionów uchodźców z Ukrainy w Polsce.
Nowe, nieobecne przed wojną wątki, dotyczą przede wszystkim właśnie obecności Ukraińców w Polsce – mnożą się przekazy, głównie w sieciach społecznościowych, ale też w niektórych mediach, mające niechętnie nastawić Polaków do pomocy Ukraińcom i sugerujące, że uchodźcy stali się grupą uprzywilejowaną (w dostępie do usług publicznych, systemu pomocy finansowej itp.), a Polacy stają się „we własnym kraju obywatelami drugiej kategorii”. W miarę narastania problemów, związanych z obecnością dużej rzeszy ukraińskich uchodźców w Polsce (a w sposób naturalny i nieunikniony będą tego rodzaju problemy narastać) narracja taka może się stawać coraz popularniejsza. Towarzyszą jej zresztą twierdzenia, że pomaganie Ukrainie i Ukraińcom nie jest w interesie Polski i może nas „wciągnąć w wojnę” (w której to wojnie, patrz wyżej, nikt nam nie pomoże). W tym kontekście należy podkreślić, że w ostatnim czasie pojawiły się też tezy, jednocześnie lansowane przez rosyjskich oficjeli, jak i środowiska prorosyjskie w Polsce – co najprawdopodobniej nie jest przypadkiem, o postępującej „nazyfikacji” Polski. Biorąc pod uwagę, że był to jeden z podstawowych pretekstów do inwazji na Ukrainę (twierdzenia o jej „nazyfikacji”) tezy takie należy odczytywać jako mające wzbudzać i pogłębiać strach i niepewność Polaków.
Jednocześnie prowadzone są też działania, adresowane do Ukraińców, także tych przebywających w Polsce. Ich osią jest przekaz, wedle którego Polacy w istocie gardzą Ukraińcami, wykorzystywać ich będą do pół-niewolniczej pracy, a ukraińskie kobiety będą przedmiotem handlu ludźmi i sutenerstwa. Sugeruje się też stale, że Polacy zamierzają wprowadzić na zachodnią Ukrainę i do Lwowa swoje wojska, by oderwać od Ukrainy ten obszar i przyłączyć go do Polski – pojawiły się nawet fałszywe karty do głosowania w referendum w sprawie przyłączenia Lwowa i Galicji do Polski.
Bez większego ryzyka można postawić tezę (którą zresztą potwierdziły wydarzenia po tragedii w Przewodowie), że dopóty będzie trwała wojna, dopóki kontynuowane będą rosyjskie wysiłki w wymiarze informacyjnym, których celem jest:
- stymulowanie paniki w związku z sugerowanym atakiem Rosji i brakiem na to reakcji NATO, wywoływanie i pogłębianie strachu i niepokoju – łatwiej wówczas o wzbudzanie skrajnych emocji, przekonywanie do teorii spiskowych itp.;
- destabilizacja sytuacji w Polsce oraz nastawienie zachodniej opinii publicznej negatywnie do Polski (m.in. poprzez „tradycyjne” oskarżanie Polski o rusofobię, ksenofobię itp.);
- zniechęcenie Polaków do udzielania pomocy Ukraińcom oraz pogorszenie relacji polsko-ukraińskich;
- podsycanie nastrojów antyamerykańskich i, szerzej, antyzachodnich;
- polaryzowanie polskiego społeczeństwa.
Dr Jakub Olchowski