W przededniu ukraińskiego Dnia Niepodległości Kijów wyraźnie przeszedł do ofensywnych działań. Cała seria skutecznych ataków na Krymie na rosyjskie bazy, składy amunicji i lotniska zaskoczyła nie tylko rosyjskie wojska, ale i samych Rosjan, szczególnie tych, którzy Krym sobie upatrzyli czy to na nowe miejsca zamieszkania, czy na wypoczynek.
W rosyjskiej świadomości nie istniała dotychczas możliwość, że skutkiem agresji będzie fakt, że wojna zagości też w domach, które Rosjanie uznają za swoje. Piszę „uznają za swoje” bo przecież Krym jest ukraińską ziemią, ziemią należącą do tatarów Krymskich, a nie do rodzin rosyjskich marynarzy, funkcjonariuszy wszelkich służb i państwowych notabli. Ukraina ostrzeliwując rosyjską infrastrukturę na Półwyspie de facto nie przenosi działań wojennych poza własny teren.
Ekipa Putina panicznie boi się przyznać, że za atakami na Krymie stoi Ukraina i stąd wymyślanie wszelkiego rodzaju „nieostrożnego obchodzenia się z ogniem”, które Ukraińcy na wszelki sposób wyśmiewają. Oficjalnie sama Ukraina unika wprost przyznawania się do przeprowadzonych ataków, ale się ich nie wypiera, a oficjalni przedstawiciele państwa ukraińskiego gratulują Zbrojnym Siłom Ukrainy sukcesów. Jeden z doradców prezydenckich wprost zapowiedział możliwość ukraińskiego ataku na most kerczeński zbudowany bezprawnie przez Rosję. Most, który od samego początku miał przede wszystkim znaczenie militarne ułatwiając transport rosyjskich wojsk na okupowany Krym i znaczenie symboliczne łącząc kontynentalną Rosję z okupowanym Krymem. Stał się też narzędziem blokady Morza Azowskiego i ukraińskich portów nad nim położonych. Gdyby jego budowę zablokował świat rosyjska agresja byłaby zdecydowanie utrudniona. Dziś Ukraińcy czekają, że nad mostem pojawi się dym sygnalizujący, że ukraińskie rakiety trafiły w jego konstrukcje. Może taki prezent od ukraińskiej armii pojawi się w Dniu Niepodległości… Na razie jednak mostem uciekają tysiące przerażonych Rosjan, którzy zobaczyli co to są spadające pociski, usłyszeli alarmy przeciwlotnicze, usłyszeli huk eksplozji. Odczuli w drobnym wymiarze to czego Ukraińcy doświadczają w niewyobrażalnie większej skali od 24 lutego, a właściwie czego Ukraina doświadcza z rąk rosyjskiego okupanta od 2014 roku.
Grabieżcza armia Putina okazała się wyjątkowo słaba. Przygotowana do kradzieży, gwałtów, morderstw ma problem z ochroną własnego sprzętu i infrastruktury i rosyjskich wczasowiczów na krymskich plażach. To co się dało zostało dawno rozkradzione, sprzedane. Zszokowani Rosjanie zaczynają wreszcie trochę myśleć o konsekwencjach swoich działań i zaczynają się bać. Rosyjskie sieci społecznościowe wypełniły się obrazami przestraszonych plażowiczów na tle wybuchów rosyjskich baz. To zdemoralizowane społeczeństwo putinowskiego państwa wystraszył dym nad bazą rosyjskiej floty w Sewastopolu, wystraszyły serie na ślepo puszczane z rosyjskich systemów obrony przeciwlotniczej. Do zakłamanych rosyjskich umysłów dociera, że będą musieli ponieść cenę swojej agresji.
Jednak ten kolos na glinianych nogach pozostaje niebezpieczny w swojej nieobliczalności. Wraz z odkrywaną słabością Rosja będzie częściej sięgała po szantaż atomowy wykorzystując lęk Zachodnich społeczeństw. Zachód wyhodował rosyjskiego potwora, który dziś nie ma żadnych skrupułów. Przerażające jest jednak, że nawet w takiej sytuacji niemieccy politycy potrafią dalej mówić o uruchamianiu Nord Stream II, a Unia Europejska nie chce skutecznie zamknąć swoich granic dla Rosjan, którzy dalej na Zachodzie mogą dosyć swobodnie robić interesy, edukować swoje dzieci (które później stają się rosyjskimi wyedukowanymi bandytami) i korzystać z luksów życia na Zachodzie, który nazywają „zgniłym”. Zamknięcie granic Unii Europejskiej dla Rosjan, to byłby taki sam sygnał jak dym nad Sewastopolem: za wspieranie Putina i wojny odpowiedzialność ponosi całe rosyjskie społeczeństwo. I ono musi to odczuć, tylko wtedy jest szansa, że samo obróci się przeciwko Putinowi, albo przynajmniej ochoczo przestanie go popierać.
Tajemnicze eksplozje i zdarzenia rozlewają się także po terytorium Rosji. Płoną składy paliwa, amunicji, ktoś rozkręca tory. Poprzedniej nocy wybuchł samochód, którym miał jechać główny ideolog putinowskiego reżimu Aleksander Dugin. Dugin w ostatniej chwili do samochodu nie wsiadł, jechała nim jego 30 letnia córka Daria, która również była znana ze swoich neofaszystowskich, albo jak nazywają to Ukraińcy rasistowskich poglądów. W wyniku zamachu zginęła. Świat obiegły zdjęcia i filmy, na których fanatyczny wielkorus Dugin rwie włosy nad ciałem córki. Dziennikarze reżimowych rosyjskich stacji krzyczą dlaczego wojna dosięgła dziecko. Oczywiście nie mówią o ukraińskich dzieciach zabijanych każdego dnia przez armie Putina, tylko o rosyjskiej faszystowskiej trzydziestoletniej działaczce Darii Dugin. Swoją drogą trop, że zamachu dokonali ukraińscy dywersanci, czy partyzanci jest mało prawdopodobny. Wiele może wskazywać, że w rosyjskim aparacie władzy coś pęka i pojawia się opcja, która jednak Putina chce od władzy odsunąć. Pozostaje jednak pytanie, czy ta opcja będzie jednak chciała zakończenia wojny…
Paweł Bobołowicz
Fot. pixabay.com