Ministerstwo Spraw Zagranicznych Federacji Rosyjskiej 17 września opublikowało kłamliwy materiał dotyczący rosyjskiej agresji na Polskę w 1939 roku. Oczywiście nie pada w nim słowo „agresja”, a putinowscy propagandyści sowiecki atak nazywają „wyzwoleńczym marszem” i powtarzają kłamliwe tezy o ratowaniu społeczeństwa porzuconego przez władze Polski (które według nich wspierały nazistów), wyzwoleniu Ukraińców i Białorusinów na terenach „okupowanych przez Polskę od 1920-21 roku”.
Oczywiście próżno szukać w materiale rosyjskiego MSZ informacji o pakcie Ribbentrop-Mołotow, sowiecko-niemieckiej współpracy politycznej i wojskowej, wspólnych defiladach, a przede wszystkim o mordach i deportacjach dokonanych przez Sowietów. W materiale nie mogło zabraknąć wypowiedzi samego Putina, który twierdzi, że za tragedię Polski odpowiedzialne są ówczesne polskie władze.
Oczywiście kłamstwa można ignorować, można też z nich kpić. Należy jednak pamiętać o sile słowa i że to ono nadaje bieg zdarzeń. Dobrze, że polskie władze ostro w tym roku na te kłamstwa zareagowały, chociaż jeszcze 2 lata temu nie brakowało i takich (wbrew stanowisku prezydenta Andrzeja Dudy), którzy uważali, że Putina należy zapraszać do Polski na uroczystości związane z wybuchem II wojny światowej. Do dziś zresztą te osoby wpływają na polską politykę zagraniczną. Putinowskie i łukaszenkowskie kłamstwa na temat II wojny światowej są fundamentem nienawiści do Zachodu, a szczególnie do naszego kraju. Oczywiście na liście wrogów jest Litwa, są inne państwa bałtyckie, jest też Ukraina. W przypadku tego ostatniego kraju warto zauważyć, że nad Dnieprem do czasów Majdanu i Rewolucji Godności też był powszechny kult Armii Czerwonej i wielu 17 września traktowało jako dzień wyzwolenia „okupowanych przez Polskę terenów”, a w powszechnej świadomości wojna zaczęła się 22 czerwca 1941 roku, gdy Niemcy napadły na Sowiety i była nazywana „Wielką Wojną Ojczyźnianą”. W gmachach ukraińskich uczelni dla wszelkiego rodzaju służb, a nawet w komendach ówczesnej milicji wisiały portrety czekistów i enkawudzistów, którzy mieli stanowić wzorce do naśladowania. Tablica pamiątkowa poświęcona „bohaterskim” Oddziałom Pogranicznym NKWD wisiała m.in. we Włodzimierzu Wołyńskim, w pobliżu miejsca, gdzie więziono i katowano polskich żołnierzy wziętych do niewoli po 17 września 1939 roku. Dziś już jej nie ma, a Ukraina i jej najwyżsi przedstawiciele wiedzą, że II wojna światowa zaczęła się od niemieckiego ataku na Polskę 1 września 1939 roku, a 17 września przyłączyli się do nich Sowieci.
Kilkanaście lat temu we Włodzimierzu Wołyńskim rozmawiałem z ukraińską mieszkanką tego miasta, która dobrze pamiętała tamte wrześniowe dni: „Tak, była i powitalna brama i witaliśmy ich kwiatami. Myśleliśmy, że to są nasi, nasza wiara, język. Ale do miasta wchodzili ludzie ze skośnymi oczami, w brudnych mundurach i nawet ciężko ich było zrozumieć. A potem zaczęły się prześladowania i mordy. I przestaliśmy być naiwni”. Wśród naiwnych nie brakowało i Polaków. A patrząc na dyrektywę Naczelnego Wodza generała Edwarda Rydza Śmigłego, by z bolszewikami nie walczyć, można się zastanawiać, czy tylko była to naiwność, ignorancja, a ile było w tym zdrady.
Wątpliwości co do bolszewików nie mieli żołnierze Korpusu Ochrony Pogranicza. Może dlatego, że do tej formacji przypadkowo nie można było trafić, a każdy funkcjonariusz był szczegółowo sprawdzany. Dzisiaj mija 82. rocznica śmierci związanego z Lublinem podporucznika Jana Bołbotta, który wraz ze swoimi żołnierzami do końca heroicznie walczył przeciwko wkraczającym oddziałom sowieckim w miejscowości Tynne. Nie wiadomo czy Bołbott zginął w bronionym bunkrze, czy wraz z innymi jeńcami został przez Sowietów rozstrzelany. Jego miejsca pochówku nie odnaleziono. Wciąż nie znamy miejsc pochówku dziesiątków tysięcy ofiar sowieckich zbrodni, a te odnalezione groby na wschodzie i tak najczęściej są bezimienne.
Kreml kontynuuje sowiecką politykę kłamstwa i znów nią przykrywa swoje prawdziwe intencje. I chociaż może w Polsce dziś otwarcie nikt bram powitalnych im nie będzie stawiać, ale niestety nie brakuje szaleńców gotowych do osłabienia naszych granic i cyników gotowych z Putinem robić interesy. I dlatego o 17 września 1939 roku stale należy przypominać, a na moskiewskie kłamstwa zdecydowanie reagować.
Materiał oryginalny: Putinowska polityka kłamstwa. Felieton kresowy – Kurier Lubelski