Ostatni tydzień przyniósł wysyp informacji w zachodnich mediach dotyczących możliwego ataku Rosji na Ukrainę. Agencja AP potwierdza wcześniejsze doniesienia o możliwym rosyjskim ataku na początku 2022 r. przy wykorzystaniu 175 tysięcy żołnierzy. Niemiecki Bild publikuje mapę pokazującą, jak ten atak miałby się odbyć i jak daleko w głąb Ukrainy dojdą rosyjskie wojska.
Według publikowanych informacji Putin może uderzyć na Ukrainę zarówno z terenu Rosji, okupowanego Donbasu i Krymu, jak i z Białorusi. Atak ze wszystkich kierunków może odbyć się jednocześnie, lub może być rozłożony w czasie. W efekcie Rosja odetnie Ukrainę od Morza Czarnego, przejmie Kijów, a rosyjskie wojska dojdą do linii Korosteń, Żytomierz, Umań – czyli daleko za linią Dniepru w kierunku zachodnim. Rosja w ten sposób zajęłaby także kolejne ważne ośrodki przemysłowe Ukrainy: Mariupol, Odessę, Zaporoże, Dniepr i Charków. I oczywiście ukraińską stolicę. Ukraina praktycznie zostanie zredukowana do jej zachodnich obwodów. Według zachodnich mediów Putin ma na stole gotowy plan, ale jeszcze nie podjął ostatecznej decyzji.
Ten scenariusz jest bardzo prawdopodobny i wcale nie jest nowy, od 2014 r. przestrzegają przed nim eksperci na Ukrainie, od 2014 roku raz głośniej, raz ciszej mówią o nim także współpracownicy Kremla. Czy do ataku może dojść w 2022 roku? Mogło do niego dojść w każdej chwili po 2014 roku, może dojść do niego w przyszłości, też tej bliskiej. Zapominamy bowiem, że wojna wciąż trwa. I chociaż z polskiej perspektywy wydaje się, że jesteśmy poza nią, to faktycznie od lat jesteśmy poddawani atakom w przestrzeni cybernetycznej, informacyjnej, a w tym roku doświadczamy też bezpośredniego ataku za pomocą migrantów, de facto będących żywymi tarczami na naszej granicy. Kto śledzi putinowskich ideologów ten wie, że imperialne marzenia Putina sięgają nie tylko do Kijowa, ale też do Tallina, Rygi, Wilna i Warszawy. A Putin się starzeje i ma coraz mniej czasu na ich realizację.
Jednak prezydent Federacji Rosyjskiej nie jest wszechmocny. Potrafi uderzać tylko w miejsca słabe, osamotnione. I czasem musi wycofywać się ze swoich planów — wtedy, gdy napotyka realny opór. Na razie w przestrzeni politycznej tego oporu nie widzi. Potencjalnie dobre pole do działania tworzy zmiana władzy w Niemczech, wybory prezydenckie we Francji, osłabienie UE podziałami ideologicznymi i wreszcie słabe i niejednoznaczne zachowania prezydenta Bidena. Ością w gardle staje mu jednak opór Ukrainy, twarda postawa Polski, czy krajów bałtyckich. Pokazaliśmy w ostatnim czasie, że potrafimy bronić swojej granicy i nie ulegamy presji ani żywych tarcz, ani działań propagandowych. Niestety jednak bardzo źle wygląda poszukiwanie przez Polskę partnerów w Unii Europejskiej w środowiskach, które z Putinem są bardzo silnie powiązane i które w krytycznym momencie możliwej konfrontacji z Rosją, na pewno po polskiej stronie nie staną.
Niestety nie wiadomo też, co ważniejsze będzie dla USA: rosyjska neutralność w rywalizacji, a może nawet konflikcie amerykańsko-chińskim, czy lojalność wobec sojuszników na wschodniej flance NATO. Rosja potrafiła już wykreować mit o swojej niezbędnej roli w konflikcie na Bliskim Wschodzie, skutecznie jej się to udaje w odniesieniu do Chin i Tajwanu. Jednak publikacje w mediach zachodnich z powoływaniem się na źródła amerykańskie, mogą świadczyć, że USA w rosyjskie mity przestają wierzyć. Być może jutro dojdzie do kolejnej rozmowy Biden — Putin i może na niektóre pytania wkrótce poznamy odpowiedzi.
PB
Przypominamy, że za pomocą darmowego narzędzia, jakim jest Tłumacz Google (Google Translate), możliwe jest przetłumaczenie tego tekstu na ponad 100 języków.