W katedrze pw. świętych Piotra i Pawła w Łucku na Wołyniu prezydenci Polski i Ukrainy w ciszy i skupieniu postawili zapalone znicze pod krzyżami przypominającymi 80 rocznicę rzezi wołyńskiej. W ekumenicznej modlitwie wzięli udział hierarchowie chrześcijańskich kościołów, biskupi rzymskokatoliccy na czele z abp. Stanisławem Gądeckim i bp Witalijem Skomarowskim, zwierzchnik Prawosławnej Cerkwi Ukrainy Epifaniusz i arcybiskup Światosław Szewczuk zwierzchnik Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego. Mszy świętej przewodniczył nuncjusz apostolski na Ukrainie abp Visvaldas Kulbokas. Współne uczestnictwo w uroczystości duchownych, reprezentujących tak czasem odległe konfesje, które jeszcze niedawno nie mogły porozumieć się w najprostszych sprawach, samo w sobie jest aktem pojednania.
Uczestniczący w mszy Polacy, ci którzy przyjechali z ojczyzny i ci, których rodziny nigdy nie opuściły Wołynia nie mieli wątpliwości co do wagi tego wydarzenia. W rozmowach podkreślali, że nie jest to oczywiście ostatni krok na drodze do pełnego pojednania, ale jest to krok bardzo ważny. W katedrze nie padły deklaracje dotyczące ekshumacji, ale wierni biorący udział są przekonani, że to jest tylko kwestią czasu, gdy Ukraina ten zakaz zniesie. Niektórzy mówili wprost: „to pewnie będzie dziś, może jutro, na pewno do 11 lipca”.
Wśród tych, którzy pamiętali o ofiarach zbrodni ukraińskich nacjonalistach i wzięli udział w uroczystościach panowało przekonanie o wielkości gestu prezydentów, wielkie uznanie dla Dudy i Zełenskiego. Gdy polski prezydent opuszczał świątynie zgromadzeni tradycyjnie już nagradzali go brawami. Niezwykłym jest obserwowanie tych ludzi prawdziwie zaangażowanych w proces pojednania, którzy szczerze wyrażają swoje emocje. Nie myślą bowiem o wyborach, profitach, które mogliby uzyskać krytykując tego czy innego polityka. Oni będąc na Wołyniu, czasem przez całe życie, wywodząc się z wołyńskich rodzin są pełni podziwu dla polityki RP. Nie napiszą zatem bzdur w stylu publicystyki onetowskiej o rzekomej „klęsce dyplomatycznej i moralnej Andrzeja Dudy”. Prawdy nie przesłania im ani zaślepienie widoczne w działaniach niektórych polskich środowisk nazywających się „kresowymi”, ani polityczne piekiełko naszej ojczyzny, w którym nie stać niektórych publicystów i partyjnych funkcjonariuszy na wzniesienie się ponad codzienne praktyki populizmu.
Ludzie myślący o realnym pojednaniu i pamięci przez lata jeżdżą, odszukują zapomniane miejsca i miejsca pochówków. Oni nie mają w sobie nienawiści, może czasem towarzyszy im żal i smutek, ale nie nienawiść. Taką postacią był też śp. Anatol Sulik, kustosz polskich miejsc pamięci, który pochodził z polsko-ukraińskiej rodziny, a który przez wiele lat mozolnie wyszukiwał zapomniane groby, odtwarzał wymazane nazwiska i historie. Dziś sam spoczywa na cmentarzu w ukochanym Kowlu, a na cmentarzu w nieistniejących Ostrówkach jego przyjaciele postawili pomnik „Duchowi Polesia”, opiekunowi miejsc polskiej pamięci na Wołyniu. Anatol Sulik wielce by się ucieszył z dzisiejszych uroczystości i z decyzji, które być może zapadają, czy są nawet ogłaszane w momencie gdy piszę ten felieton.
„Odważny ten wasz Duda i nasz Zełenski” mówiły mi pod łucką katedrą kobiety, które przychodząc na mszę nie spodziewały się takich gości i dodają: „aż strach pomyśleć co by było, gdyby przyleciały tu ruskie rakiety”. Cień wojny widać nie tylko w tych słowach, ale też na każdym ukraińskim cmentarzu, nawet w najmniejszej wołyńskiej i poleskiej wiosce. Stoją na nich maszty z ukraińskimi flagami wskazując, że są tu groby ukraińskich żołnierzy poległych w obronie ojczyzny po 2014 roku. Wielu z nich miało też polskie korzenie. Czasem niedaleko od tych współczesnych wojennych grobów pochowani są polscy mieszkańcy tych ziem, także ci, którzy zginęli z rąk ukraińskich nacjonalistów. Martwych dawno połączył Wieczny Pokój, teraz dokonuje się też akt, który może łączyć żyjących Polaków i Ukraińców.
Paweł Bobołowicz
Fot. Jakub Szymczuk / KPRP
Czytaj także na stronie Kuriera Lubelskiego: Prawdziwe Pojednanie. Felieton Pawła Bobołowicza