Gdy wjeżdżamy do Bachmutu miasto spowijają obłoki dymu. Tutaj od wielu dni nie milknie huk eksplozji i wystrzałów. Rosjanie po zdobyciu Siewierodoniecka, po wycofaniu się z Lisiczańska, wzięli na celowniki Bachmut. Przejęcie kontroli nad miastem otwiera drogę w głąb obwodu donieckiego, umożliwia wzięcie w kleszcze Kramatorska i Słowiańska.
Rosyjskie rakiety i pociski rozpruwają budynki mieszkalne a regularne komunikaty informują o kolejnych ofiarach: dwoje zabitych, troje zabitych, w tym dziecko, cztery osoby ranne, pięcioro zabitych… i tak w kółko kolejny dzień. Giną głównie cywile, mieszkańcy Donbasu, których rosyjska propaganda przedstawiała jako część „ruskiego miru”. Dziś tych „swoich” bezwzględnie zabija żołnierz „ruskiego miru”.
Bomby nad głowami
Przejeżdżamy przez centrum. Przed trzykondygnacyjnym budynkiem służącym za centrum handlowe kilkumetrowy lej – pozostałość eksplozji rosyjskiej rakiety wystrzelonej z bombowca. „Rosyjskie samoloty lecą na wysokości ponad 20 km, nie ma możliwości ostrzec mieszkańców przed nalotem. Zresztą jaki sens ma ostrzeganie, tu bomby spadają cały czas” – opowiada jeden z ukraińskich żołnierzy, dla którego Bachmut jest bazą wypadową na „zerowe pozycje”, czyli najdalej wysunięte placówki obrony. Rosyjska rakieta uszkodziła wodociąg, instalację elektryczną, całkowicie zdemolowała centrum handlowo-usługowe, uszkodziła kilka budynków mieszkalnych. Zabiła dwie osoby. Zanim dojedziemy do miejsca noclegu, miasto znów jest ostrzeliwane, tym razem przez rosyjską artylerię. Żołnierze nie zatrzymują samochodów: „Nie ma co się bać, to kilka kilometrów stąd. Jeszcze zobaczysz, co znaczy być pod ostrzałem.”
Przed wojną ponad 70-tysięczny Bachmut słynął z zakładów produkujących wino gazowane „Artemiwskie” i pobliskich kopalń soli. Według oficjalnych danych miejscowej policji w mieście obecnie zostało około jedna trzecia mieszkańców. Nie działają zakłady produkujące wino, zresztą nie działa większość zakładów, sklepów, instytucji. Wstrzymanie wydobycia soli w pobliskich kopalniach spowodowało na jakiś czas jej niedobory w całej Ukrainie. Zamknięte są pobliskie kopalnie węgla, płoną dojrzewające na polach zboża.
Wiara w zwycięstwo
W Bachmucie, a nawet na samej linii frontu, część sklepów pozostaje jednak otwartych. W mięsnym nie brakuje żadnego asortymentu. Sprzedawczyni żywo reaguje na mój akcent: „Jest pan z Polski, to niech pan kupi kiełbasę krakowską. Jak tu żyjemy? Jakoś. Wyżywamy. Oby był już pokój. Wierzymy w ZSU!”
„Wierzymy w ZSU” – to powiedzenie stało się teraz przywitaniem, pożegnaniem, czy wręcz faktycznym wyznaniem wiary Ukraińców. ZSU to oczywiście Zbrojne Siły Ukrainy. Dziś chyba mające największy autorytet wśród wszystkich ukraińskich instytucji. Naczelny dowódca Sił Zbrojnych Ukrainy generał Walerij Załużny stał się prawdziwym bohaterem. W dniu jego urodzin ukraińskie sieci społecznościowe wypełniły się życzeniami dla pierwszego żołnierza Ukrainy. Życzenia generałowi składał też prezydent Wołodymyr Zełenski.
Dla przyfrontowych miejscowości oprócz oczywistego zadania wojska – obrony, żołnierze mają znaczenie ekonomiczne: to oni dzisiaj są najlepszymi klientami tych nielicznych otwartych sklepów. Kupują żywność, odzież, buty: „Głównie sprzedaję klapki, a najczęściej kupują je żołnierze. Bez nich chyba w ogóle nie miałabym klientów” – opowiada sprzedawczyni na bachmuckim rynku. „Nie wyjadę stąd. Nie mam dokąd. Wnuczka z córką były w Polsce, ale teraz wróciły do Charkowa. No tak, strzelają tam, ale ile można żyć na obczyźnie? Ale dziękuję za to, jak je przyjęliście w Polsce! Proszę podziękować pani Danusi, która tak zajęła się moimi dziećmi.
Polacy są naszymi najlepszymi sąsiadami! Dziękujemy wam!”
Za pomoc Polski dziękuje też sprzedawca mleka i sera. Jego bliscy również trafili do Polski. Prosi, żeby na wideo nagrać jego podziękowania: „Życzę Polakom wszystkiego najlepszego! Przyjęliście tak dobrze naszych u siebie!” Kolejne podziękowania od pana Serhija nagrywam już przy wtórze huku eksplozji. Serhijowi nawet nie drgnie oko. Opowiada o swoim życiu inżyniera na Donbasie i przeplata opowieść podziękowaniami za przyjęcie w Polsce jego bliskich. On też wierzy w zwycięstwo Ukrainy.
Ukraińscy żołnierze też dziękują Polsce. Wielu ich bliskich było, albo jest w naszym kraju, ale dziękują przede wszystkim za wsparcie militarne, których symbolem są armatohaubice AHS „Krab”. Dowódca oddziału, z którym jadę na „zerowe pozycje” stwierdza: „Nie mogę ci obiecać, że zobaczysz „Kraby”, ale na pewno je usłyszysz i zobaczysz efekt ich działania. Są szybkie, precyzyjne, a warunki w nich jak w luksusowym hotelu. Nawet jest klimatyzacja!”.
Gdy po rosyjskim ostrzale odpowiada ukraińska artyleria, żołnierze wyprowadzają mnie na dach jednego z budynków. Na przestrzeni wielu kilometrów horyzont tonie w czarnych kłębach dymu. Z kilkunastu kilometrów dochodzą dźwięki kolejnych wybuchów: „Pocelowaliśmy w ich składy amunicji. Patrz, to dzięki „Krabom” i Himarsom”. Jeszcze długo obserwujemy potężne kłęby dymu unoszące się do nieba. W kilku miejscach olbrzymia temperatura wywołuje powstanie białych chmur przypominających atomowe grzyby znane z filmów. Przerażający obraz wywołuje na twarzach żołnierzy zasłużony uśmiech triumfu. Po tej ukraińskiej odpowiedzi rosyjskie pozycje zamilkły na wiele godzin. Jednak kolejny poranek znów rozpoczął się od rosyjskiego uderzenia lotniczego. Znów zniszczone budynki, ranni, płacz kobiet i dzieci. I służby komunalne, które błyskawicznie starają się przywrócić zbombardowany rejon do życia. Zaskakująco wyglądają ludzie w nowiutkich, odblaskowych kamizelkach, zamiatający ulice miasta z pozostałości gruzu, połamanych dachówek i gałęzi, pośród jeszcze dymiących zgliszczy.
Propaganda i zły Zachód
Na Donbasie są jednak też tacy, którzy wypatrują „ruskiego miru”. Nie wierzą w opisy rosyjskich zbrodni, nawet nie wierzą, że to rosyjskie pociski na nich spadają. Dla nich to wojna wywołana przez Amerykę, wojna przeciwko „pokojowym mieszkańcom Donbasu”. Przyznają się, że w ostatnich wyborach głosowali na Wołodymyra Zełenskiego, bo obiecał pokój. Teraz z całych sił go nienawidzą, bo „dogadał się z Zachodem”. Ich źródłem informacji do niedawana były rosyjskie media, teraz są krewni w Rosji i w tzw. „republikach ludowych”. Oni nie dziękują Polakom, oni nas traktują jako część amerykańskiej machiny zła, oni nie wierzą w „ZSU”. Z pogardą patrzą na ukraińskich żołnierzy. I nie mają świadomości, że jeżeli ukraińscy żołnierze ich nie obronią, to staną się mięsem armatnim putinowskiej armii.
Paweł Bobołowicz
Fot. Paweł Bobołowicz