Pandemia koronawirusa sprawia, że jesteśmy podatni na coraz to nowe narracje, poszukiwanie domniemanych ekspertów i ukrytych sensów. Jeśli ktoś z twoich znajomych jest fanatykiem teorii spiskowych i korzysta jedynie ze śmieciowych źródeł (dez)informacji, nie wściekaj się na niego. To nic nie da. Rozwiązaniem jest ciężka praca i zrozumienie mechanizmów. Tylko wtedy możemy nadejść z pomocą.
Profesor Amy Morrison, naukowiec z kanadyjskiego Uniwersytetu w Waterloo, przyznaje, że w wyjątkowej sytuacji pandemii COVID-19 łatwo jest dać się nabrać na wprowadzające w błąd wiadomości. I choć wiemy o tym doskonale, badania tłumaczą o wiele więcej. – Wiele z popularnych (wiralnych) historii aktywuje nasze poczucie strachu lub złości z – dowodzi Amy Morrison.
Jak tłumaczy badaczka, fakt że jesteśmy w środku pandemii i jesteśmy poddani wielu ograniczeniom, że nie jesteśmy w stanie robić rzeczy tak, jak byśmy chcieli, dodatkowo to pogłębia. To sprawia, że niektóre komunikaty dotyczące zdrowia publicznego wydają się nam skomplikowane i sprzeczne. Stąd podatność na dezinformację – Jesteśmy w pewnego rodzaju próżni informacyjnej. Ludzie się boją, a kiedy się boją, nie są skorzy do weryfikacji faktów – mówi Morrison. – Kiedy ludzie są w podwyższonym stanie emocjonalnym, zwykle wierzą w to, w co chcą wierzyć, lub w rzeczy, które potwierdzają ich istniejące obawy – dodaje. Jednak, jak twierdzi, istnieją proste sposoby na weryfikację fałszywych informacji:
– Pierwszą rzeczą jaką trzeba zrobić, to wziąć głęboki oddech i zastanowić się nad tym, jakie emocje mną dominują w danym momencie, np. podczas przeglądania informacji np. na Facebooku. Badaczka dowodzi że wystarczy chwila oddechu, po czym „wystarczy otworzyć drugie okno przeglądarki i zacząć weryfikować informacje na które trafiliśmy i które nami wstrząsnęły”. Ważne jest, by dotrzeć do pierwotnego źródła i zweryfikować jego prawdziwość. Dość oczywiste wydaje się, że jeśli jest to niemożliwe, powinna zapalić się nam lampka ostrzegawcza.
Morrison twierdzi, że niektórzy ludzie, którzy śledzą „toksyczne źródła informacji” mogą być z nimi mocno związani emocjonalnie, przez co przekonanie ich do tego, że obcują z fałszem jest trudniejsze. Badaczka zwraca uwagę, że ludzi mocno zaaferowanych na jakichś przekonaniach politycznych, osobistych lub religijnych dotyczących aktualnej sytuacji trudno jest przekonać, nawet odwołując się do faktów.
Jest to tym trudniejsze, że jak dowodzi badanie przeprowadzone tego lata na Uniwersytecie McGilla w Montrealu, ludzie, którzy czerpią informacje głównie z mediów społecznościowych, są bardziej skłonni wierzyć fałszywym informacjom. Jak wynika z badań Kanadyjczyków osoby, które deklarowały na przykład, że ich głównym źródłem wiadomości jest Twitter, miały więcej błędnych wyobrażeń o COVID-19, postrzegały go jako mniejsze zagrożenie i rzadziej angażowały się w środki zaradcze takie jak np. utrzymywanie dystansu społecznego.
Cytowany przez Globalnews Aengus Bridgman, doktorant z Uniwersytetu McGill i współautor badania, stwierdził, że stnieje wiele wyjaśnień, dlaczego tak się dzieje. – Historycznie rzecz biorąc, tradycyjne media miały głębokie poczucie obywatelskiej odpowiedzialności za to, że próbowały informować społeczeństwo. To poczucie odpowiedzialności doprowadziło do powstania standardów redakcyjnych i etyki zawodowej – twierdzi Bridgman. Naukowiec dodaje, że media społecznościowe pomimo deklaracji wciąż „nie czują tego samego poczucia odpowiedzialności”.
Ma to związek również z tym, że właściciele mediów społecznościowych nie chcą uznać swoich kanałów komunikacji za media jako takie i zgadzać się na podobne reguły, jakie obowiązują wydawców radia, telewizji, portali internetowych czy właścicieli gazet. Uważają oni, że są jedynie platformami do współdzielenia treści przez samych użytkowników, w związku z czym ich odpowiedzialność jest mniejsza niż w przypadku „tradycyjnych” form przekazu. To oczywiście zmienia się na lepsze – zarówno Facebook, jak Twitter deklarują, że widzą problem i wprowadzają coraz to nowe regulacje, ale wciąż trudno uznać tę sytuację za zadowalająca.
Co więc zrobić, jeśli ktoś z naszych znajomych uważa, że nie tylko „nie ma żadnej pandemii”, ale wszystko jest spiskiem wielkich korporacji w celu zaczipowania ludzkości i ograniczenia światowej populacji? Spróbujmy porozmawiać, pokazać sprawę w innym świetle, podsunąć lekturę. Brzmi banalnie, ale to jedyne rozwiązanie. – Trzeba podejść do nich delikatnie, znaleźć emocjonalną wieź. Większość ludzi nie chce zmienić zdania, kiedy mówisz im, że są głupi – powiedziała Amy Morrison.
WM
Żr: globalnews.ca, innpoland.pl, socialmediahq.com
Polub nasz profil na:
Twitterze: https://twitter.com
Instagramie: https://www.instagram.com
Facebooku: https://www.facebook.com
Telegramie: https://t.me/Stopfakepl