Z Andrijem Deszczycią byłym ambasadorem Ukrainy w Polsce rozmawia Andrzej Klimczak.
– Wydarzenia z przeszłości często stają się narzędziem do negatywnej konfrontacji państw. Taki proces obserwujemy od roku 1991 pomiędzy Polską a Ukrainą.
– Napięcia na gruncie historycznym pomiędzy naszymi państwami rozpoczęły się dlatego, że historia – szczególnie w Ukrainie – nie była przekazywana w sposób rzetelny, nie była to historia prawdziwa. Kilka pokoleń wychowało się na propagandzie radzieckiej. Niewiele osób wiedziało jaka była naprawdę historia Ukrainy. Dopiero po roku 1991 zaczęliśmy odtwarzać historię naszego kraju. To według mnie jest zasadniczą różnicą pomiędzy Polską a Ukrainą. Polskie społeczeństwo było i jest bardziej świadome swojej historii. I pewnie dlatego mocniej wykorzystuje w swojej narracji politykę historyczną, która jest spójna. U nas w latach 90. nie było takiego zjawiska. Dopiero po kilkudziesięciu latach niepodległości pojawia się coraz więcej prac historycznych i podręczników o historii Ukrainy, które są znane powszechnie. Dla wschodnich terenów kraju to wciąż nowe rzeczy. Ta różnica powoduje też, że sposób odbierania historii jest różny w różnych społecznościach Ukrainy. To oczywiście nie powinno być przeszkodą do poznawania własnej przeszłości, ale powinno być brane pod uwagę przez polityków, naukowców i w końcu przez samo społeczeństwo.
– Nasza wspólna, często bolesna historia, najczęściej wykorzystywana jest propagandowo przez Rosję. Czasami – mam nadzieję, że nieświadomie – wspomagamy ten proces. Pamiętam, kiedy w maju 1999 roku, na Cmentarzu Orląt we Lwowie, miano położyć płytę pamiątkową, okazało się, że nie jest to ta, której tekst wcześniej wzajemnie ustalono. Doszło do ostrej wymiany zdań ówczesnego mera Lwowa, Wasyla Kujbidy z prezydentem Kuczmą. To wydarzenie pokazało, że w Ukrainie brakuje jednolitej polityki historycznej.
– Właśnie takie wydarzenia potwierdzają moją teorię, że powodem zadrażnień był brak znajomości historii. O ile wydarzenia z roku 1918 były dość dobrze znane na zachodzie Ukrainy, o tyle wprawie nieznane były we wschodnich jej częściach. Tak samo było z tragedią wołyńską, o której dużo osób nie wiedziało. Kończyłem studia historyczne na Lwowskim Uniwersytecie Iwana Franki, w latach 80. i u nas się po prostu nie mówiło o tamtych wydarzeniach. Nikt z wykładowców też nie wspomniał nawet słowem o Banderze czy UPA. A jeżeli już ktoś wspomniał, to tylko w kontekście propagandy radzieckiej. Zawsze w sposób negatywny, i to różniło społeczeństwo.
– I nadal nie widać końca tej historii. Bandera i UPA w Polakach budzą wspomnienie straszliwych wydarzeń, których ofiary często do dzisiaj nie doczekały się odnalezienia i godnych pochówków. Na dodatek te wydarzenia są bezlitośnie i niestety skutecznie wykorzystywane przez Rosję do oddziaływania na relacje Polski i Ukrainy. Czy widzi Pan jakieś wyjście z tego impasu?
– Wyjściem jest ograniczenie emocji i spokojne, rzeczowe prowadzenie rozmów oraz prezentacja stanowiska każdej ze stron. Powinny nadal trwać prace historyków, tak aby można było doprowadzić do odpowiedniego poziomu świadomości historycznej.
Moim zdaniem wyjście z tej trudnej sytuacji już jest wpisane we wzajemnych deklaracjach czy aktach pojednania, jakie miały miejsce dotychczas.
Pozostaje jeszcze prośba o przebaczenie i wyrażenie przebaczenia. Niestety, nie możemy cofnąć czasu. To, co stało się pomiędzy naszymi narodami, jest faktem historycznym. Nie możemy jednak zapomnieć o tym co się wydarzyło. Musimy oddać hołd tym ludziom. Rozumiem Polaków, którzy chcą przywrócić godność swoich nieżyjących rodaków i godnie ich pochować. To jest normalne, ale jeśli nie doczekamy się woli politycznej i wzajemnego przebaczenia, to nic z tego nie będzie.
Ta straszna wojna, która toczy się w moim kraju, uświadamia ze zdwojoną siłą, że nie można tolerować zbrodni dokonywanych na ludności cywilnej. To musi być osądzone. Każde zabójstwo ludności cywilnej nie może być usprawiedliwione i pozbawione kary.
Aby tak było, nasze kraje muszą zacząć mówić podobnym językiem.
– Tragiczna historia Wołynia i współczesne wydarzenia wojenne w Ukrainie mają pewien wspólny mianownik. Wtedy były a dzisiaj mordowane są dzieci, kobiety, starcy – ogólnie rzecz biorąc cywile… Czy te zbrodnie pozwolą na porozumienie?
– Trzeba mimo wszystko spotykać się, rozmawiać, prowadzić dialog, i odkrywać jeden drugiego i z tolerancją podchodzić do stanowiska każdej ze stron.
– Czy potrafimy prowadzić taki dialog? Tym bardziej że po obu stronach granicy możemy spotkać osoby, które bez tego konfliktu przestaną istnieć medialnie i politycznie.
– Dlatego powinniśmy pracować nad tym, aby w naszych społeczeństwach było więcej zwolenników porozumienia niż przeciwników. Powinniśmy pracować nad uświadamianiem społeczeństw, co się tak naprawdę wydarzyło na Wołyniu.
Kiedy rozpoczęła się pełnoskalowa wojna i wielu Ukraińców znalazło schronienie w Polsce, często zadawałem im pytanie, czy wiedzą coś o wydarzeniach wołyńskich. Okazywało się, że wielu z nich słyszy o tym po raz pierwszy.
Dlatego sądzę, że im więcej będziemy rozmawiać o wzajemnej historii, tym więcej znajdziemy podobnych zdań.
– To nie do końca prawda, że mieszkańcy wschodniej Ukrainy zupełnie nie słyszeli o wydarzeniach wołyńskich. Spotkałem uchodźców, którzy posiadali wiedzę zaczerpniętą z propagandy rosyjskiej, mówiącej o tym, że Polacy zamieszkujący niegdyś Wołyń, to byli okupanci, a współcześni Polacy to spadkobiercy antyukraińskiej polityki. Uchodźcy w zderzeniu z rzeczywistością, zmieniali jednak opinie o Polsce i jej mieszkańcach, wyrażając zdziwienie okazanym sercem i życzliwością.
– Ta radziecka propaganda trwa od lat. Rosji zależy, aby pogarszać relacje między Ukraińcami a Polakami.
Przeciwwagą dla tej propagandy powinny być wspólne badania i pochówek pomordowanych.
Musimy robić to wspólnie, wspólnie się modlić, odbywać nabożeństwa i oddawać hołd ofiarom.
– To by było cudowne rozwiązanie, ale czy możliwe już teraz?
My musimy wspólnie starać się i wierzyć w takie cudowne rozwiązanie. Jeśli nie jest to możliwe teraz, to warto pracować nad tym, aby każda ze stron tolerowała stanowisko swego partnera. To też będzie krok do przodu w kwestii porozumienia.
Dla części Ukraińców Bandera i UPA pozostaną bohaterami. Dla Polaków pozostaną winowajcami śmierci wielu bezbronnych ofiar.
Czy takie nastawienie ulegnie zmianie? Na pewno nie prędko, ale o tym też trzeba rozmawiać.
Najważniejsze jest to, abyśmy poszukiwali tego co nas łączy. Myślę, że Ukraińcy dojrzewają do tego, aby osądzić zbrodnie dokonane na ludności cywilnej. Dlatego należy doprowadzić do ekshumacji i pochówków ofiar tamtej historii po obu stronach. Wtedy łatwiej można będzie zaakceptować stanowisko każdej ze stron i wspólnie modlić się nad tymi ofiarami.