Źródło: blog Igora Jakowenki
Niektórzy oszalali bezsilni starcy nienawidzą miłości i próbują jej zakazać. Na Wschodzie władcy powierzali eunuchom opiekę nad haremami, ponieważ po wykastrowaniu ci nienawidzili kobiet. Reżim putinowski wykastrował wybory w Rosji, dlatego też ma zaciekłą nienawiść do Ukrainy, w której wkrótce odbędą się prawdziwe wybory.
Najbliższe wybory na Ukrainie są głównym tematem wszystkich programów politycznych we wszystkich rosyjskich stacjach telewizyjnych. Stali bywalcy rosyjskiej telewizji nie mają na Ukrainie preferowanego kandydata. Ale jest najbardziej znienawidzony, a także główny cel. Najbardziej znienawidzonym kandydatem jest obecny prezydent Petro Poroszenko. A głównym celem jest wbicie do głowy widzów telewizyjnych idei o nielegalności nadchodzących wyborów i niemożności ich uznania przez Rosję. W polityce rosyjskiej nie ma partii pokoju, są za to dwie partie wojny. Jedna z nich wspiera wojnę w obecnej, hybrydowej wersji, z jej wiecznym #nastamniet. Druga od kilku lat krzyczy z odbiorników, żądając wreszcie prawdziwej wojny, podbicia Odessy, Kijowa, a przynajmniej Mariupola.
Pierwsza partia jednoczy nieśmiałych morderców, druga – zabójców aroganckich i otwartych. W telewizji dominują ci aroganccy, w rządzie – nieśmiali. Jednym z celów ataku telewizyjnego na wybory ukraińskie jest mózg widza, który może podjąć decyzję o nieuznaniu wyborów, a tym samym nie uznać nowego prezydenta Ukrainy. O konsekwencjach tego kroku raczej się nie myśli. Bo kto w telewizji myśli o konsekwencjach?
Lekcja otwartego wsparcia dla Trumpa z szampanem, gratulacjami i ogólnokrajową radością z powodu jego wyboru, po czym „coś poszło nie tak”, nie poszła na marne. Nieśmiałe próby zobaczenia w Zelenskim kandydata, który byłby mniejszym złem dla reżimu Putina, byłyby wielokrotnie i stanowczo tłumione przez Władimira Sołowjowa, który powiedział: „Ktokolwiek zostanie wybrany, nadchodzących wyborów na Ukrainie nie uznawać, ponownie wybranego prezydenta nazwać samozwańcem”. A potem, wiadomo – na Mariupol, Odessę, Kijów.
Ale chociaż wszyscy kandydaci na prezydenta na Ukrainie zostali uznani za tych złych, celem ostrzału ze wszystkich telewizyjnych dział jest właśnie Poroszenko. Nie można wykluczyć, że biorąc pod uwagę stosunek panujący na Ukrainie do rosyjskiej telewizji, właśnie ta nienawiść pomoże Poroszence wejść do drugiej rundy.
Przez cały ubiegły tydzień rosyjskie kanały telewizyjne entuzjastycznie komentowały nieprzyjazne przyjęcie Poroszenki przez narodowców w Czerkasach i Żytomierzu, pokazując jak przedstawiciele Korpusu Narodowego krzyczeli do niego „hańba!” w Czernihowie. W programie „60 minut” z 13 marca na ekranie pojawił się poseł Rady Najwyższej – Nestor Szufrycz, który zaczął mówić o tym, że zarówno Poroszenko, jak i Korpus Narodowy są „plonami Majdanu”. Po czym przypomniał sobie „Taras Bulbę” i oświadczył, że „Majdan zrodził Poroszenkę, on też go zabije”. W tym momencie Skabiejewa z nadzieją w głosie zapytała: „Czy wystarczy narodowcom sił, by obalić Poroszenkę?” Szudrycz uroczyście: „Mam nadzieję, że Poroszenkę obali naród ukraiński!”.
W tym momencie do ataku przeszedł poseł Dumy Państwowej Zatulin, który podzielił się podejrzeniem, że w sytuacji, gdy nacjonaliści występują przeciwko głównemu wrogowi Rosji, Poroszence, ktoś z widzów mógł pomyśleć, że ukraińscy nacjonaliści są przyjaciółmi Rosji. Poseł zaczął wyjaśniać, że nacjonaliści na Ukrainie są zupełnie niepoprawni, ponieważ wszyscy są pozbawieni zasad. „Gdzie są idee i nacjonaliści na Ukrainie?” – pytał, zwracając się do widowni, jakby licząc na to, że ktoś z obecnych na niej wstanie i poda się za ideowego nacjonalistę ukraińskiego, którego można będzie przesłuchać i wykryć. Ponieważ nikt w studiu nie przyznał się do przynależności do ukraińskich nacjonalistów, Zatulin zaczął ich wykrywać zaocznie.
„Problem polega na tym,” wyjaśnił, „że ukraińscy nacjonaliści poza Banderą nie mogą w swojej historii znaleźć bohaterów”.
„Ukraina miała i ma bohaterów narodowych, ale wszyscy są związani z Rosją” – powiedział prowadzący Popow. I doszedł do ogólnego wniosku: „A wszyscy, którzy są przeciwko Rosji, to śmiecie!” Tym stwierdzeniem prezenter Popow w pewnym stopniu wyjaśnił swój osobisty obraz świata, w którym wszystkie rozwinięte kraje świata są w dużym stopniu zamieszkane przez „śmieci”, a nie „śmieci” to m.in. Assad, Maduro, kilku kanibali w Afryce i ekstremistów w Europie.
Ze względu na potrzebę zwiększenia stopnia nienawiści przed zbliżającymi się wyborami prezydenckimi na Ukrainie, bywalcy rosyjskiej telewizji zaczęli doświadczać problemów językowych związanych z brakiem słów w języku nienawiści. Obelgi banalnie się skończyły, a powtarzanie tego samego stało się niezręczne. Wszyscy przecież uważają się za mistrzów słowa.
Nawet w trakcie interakcji z ukraińskimi gośćmi studia Olga Skabiejewa natychmiast wpada w histerię. Kiedy ukraiński ekspert Gordij Biełow próbował wyjaśnić różnicę w zachowaniu Poroszenki i Putina przez fakt, że Poroszenko komunikuje się bezpośrednio z ludźmi, a Putin nie wychodzi do ludzi nawet w krytycznych sytuacjach i przytoczył przykład zachowania rosyjskiego prezydenta podczas zeszłorocznej tragedii w Kemerowie, Olga Skabiejewa odrzuciła wszelkie konwencje. „Zachowuje się pan jak drań – powiedziała prezenterka. – Podstępny, obrzydliwy, obrzydliwy porochobot [obraźliwe określenie zwolennika Poroszenki sugerujące, że lojalność wobec prezydenta została nagrodzona finansowo – SF], spekulujący na naszej tragedii”. W tym momencie doświadczyłem uczucia litości do Jewgienija Popowa, ponieważ jest on nie tylko kolegą Skabajewej, ale także jej mężem, który niewątpliwie cieszy się z jej towarzystwa w życiu codziennym…
U podstaw ludzkiej wspólnoty jest złota zasada moralności: „traktuj innych tak, jak chcesz, aby cię traktowali”. Reżim Putina i jego pomocnicy kierują się wręcz przeciwnymi zasadami. Podczas gdy marionetkowi posłowie w Dumie Państwowej przyjmują ustawę o wymuszaniu szacunku dla własnej władzy, inne marionetki w telewizji ścigają się w poszukiwaniu obelg dla liderów innych państw. Szukając powodów, by obrażać się na wspomnienie bez należytego szacunku przez kogoś z zagranicy pewnych faktów z rosyjskiej historii, z łatwością ogłaszają historię innych narodów całkowitym błędem, a same narody i państwa, za nieistniejące. Za łamanie złotej zasady moralności nie ma odpowiedzialności prawnej. Ale poczucie bezkarności panujące wśród osób naruszających tę zasadę jest iluzoryczne. W przypadku masowych naruszeń złotej zasady kara jest nieunikniona. Nie można przewidzieć konkretnej formy kary, ponieważ historia wybiera ją za każdym razem, a pani ta, jak wiemy, jest kapryśna i nieprzewidywalna…
Źródło: blog Igora Jakowenki