Źródło: gazeta.pl
Kacper Świsłowski
Gazeta pl: Kreml ma działa skierowane na Kijów – wszystkie możliwe zresztą. Ukraina stała się polem bitewnym, tyle tylko, że strzela się z klawiatur, przy akompaniamencie medialnych salw. Fake newsy i dezinformacja hulały w trakcie kampanii prezydenckiej, a w tym wszystkim odnaleźć musieli się Ukraińcy. Najmocniej obrywał Poroszenko, ale „najcenniejsze” były te rosyjskie wrzutki, które siały zamęt na dużą skalę.
W tym roku Ukraina poszła na rekord. W niedzielę 39 kandydatów powalczy o fotel prezydenta kraju, ale w tym przypadku od przybytku głowa naprawdę boli. Dziennikarze z Kijowa, także ci polityczni, nie ukrywają, że oni sami o niektórych kandydatach nie słyszeli, ponieważ nie przewijali się dotąd w rozgrywkach na najwyższym szczeblu.
Przy tylu kandydatach do wyboru, nieznanych szerzej, można potraktować kartę do głosowania jak kupon na loterię i po prostu strzelić. Zwłaszcza że opinia Ukraińców o władzy – wszelakiej – jest negatywna. Trochę jakby za opis każdego polityka odpowiadał fragment piosenki Kazika „Komandor Tarkin”: „Polityka to tarzanie się w błocie i każdy się musi ubrudzić”.
Oczywiście, każdy dołożył do tego cegiełkę – trudno znaleźć polityka, co do którego nie byłoby zastrzeżeń. Zresztą, jest takie określenie, które można od Ukraińców usłyszeć, właśnie w odniesieniu do przedstawicieli władz: „korupcjoner”. Zawiera się w nim wszystko to, co złego może robić polityk. Nie tylko korupcja, na co wskazywałoby to pojęcie, ale też nepotyzm, uwikłanie w dziwne układy, także te biznesowe, albo korzystanie z protekcji któregoś z oligarchów.
„Korupcjonerem” będzie więc Anatolij Hrycenko, Julia Tymoszenko, Petro Poroszenko, ale też Wołodymyr Zełeński. Ten ostatni trochę na zapas, głównie za sprawą Ihora Kołomojskiego, miliardera, który ma być szarą eminencją stojącą za komikiem. Jak Ukraina długa i szeroka – na każdego coś się znajdzie, a to podejście reprezentuje spora część społeczeństwa.
Wojna w Donbasie, cyberwojna w sieci i medialna walka
Ta nieufność wobec polityków, którą potęguje chaotyczna sytuacja w kraju – zarówno gospodarcza, polityczna, jak i obejmująca kwestie Donbasu – sprawia, że mało komu można ufać. To dotyczy też mediów czy ośrodków badawczych. Wszystko dzieje się w czasie, gdy wiadomo, że oczy Kremla zwrócone są na Kijów. Czytamy na stronie gazeta.pl.
Nie powinno być dla nikogo zaskoczeniem, że Rosjanie nie dają wytchnienia Ukrainie. Kremlowska dezinformacja gdzie może, tam zarzuca sidła, w o wiele bardziej wysublimowany sposób, niż powszechna narracja o nacjonalizmie ukraińskiej władzy i całego narodu.
Do tego dochodzi wojna w cyberprzestrzeni – przecież jeszcze w 2017 roku wirus Petya (lub Pety.A) narobił ogromnych szkód na Ukrainie, to właśnie ten kraj był największą ofiarą złośliwego oprogramowania. Teraz, przez wybory, sytuacja się powtarza. Cytowany przez POLITICO Ołeh Derewianko, zajmujący się bezpieczeństwem cybernetycznym, mówił, że ataki zdarzają się codzienne.
Nigdy nie myśleliśmy, że będziemy walczyć na pierwszej linii wojny cybernetycznej i hybrydowej – wspominał Derewianko.
Fake’iem w Poroszenkę za stan wojenny
Pierwszą ofiarą szybkiej reakcji Rosjan na bieżące wydarzenia był jeszcze w 2018 roku prezydent Ukrainy Petro Poroszenko. Wprowadzenie stanu wojennego w dziesięciu obwodach przed ogłoszeniem wyborów zostało szybko wykorzystane. Dziennikarz Paweł Bobołowicz, współprowadzący polską wersję ogólnoświatowej organizacji STOP FAKE tak to podsumowuje:
Rosyjska propaganda szybko rozpowszechniała informacje, że wprowadzenie stanu wojennego ma służyć niedopuszczeniu do zorganizowania wyborów i przedłużeniu kadencji Poroszenki
„Wrzutka” o tyle łatwa, co skuteczna. Łatwa, gdyż jeszcze w listopadzie 2018 roku Poroszenko szorował po dnie w sondażach wyborczych, a skuteczna, ponieważ sytuacja sprawiała, że można było w taki „piekielny plan” prezydenta uwierzyć. – Teza ta nawet została podchwycona przez niektórych polskich ekspertów specjalizujących się w zagadnieniach wschodnich – kwituje Bobołowicz.
Maurer (ale nie Franz) bez wstępu na Ukrainę
Rozprzestrzenianie się fake newsów w ukraińskich mediach ma jeszcze jedno, dodatkowe paliwo – są nim stacje, portale i kanały informacyjne, które powiązane są z Rosjanami. To one prężnie kolportują nieprawdziwe informacje, później „zapominając” o ewentualnych sprostowaniach. Prym wiodą w tym stacje NewsOne i 112, a także ich portale internetowe.
Szczególnie „wartościowe” są te fake newsy, które działają z marszu w obydwie strony. Kilkanaście dni temu Rosję obiegła wieść, że niemieckiego polityka Andreasa Maurera nie zarejestrowano jako obserwatora na ukraińskie wybory. Stało się to od razu podstawą do podważania ich ewentualnej ważności – ta sama zagrywka została zastosowana po odmowie wjazdu dla obserwatorów z Rosji w ramach misji OBWE.
– Przemilczano jednak jeden ważny fakt. Maurer wielokrotnie wbrew prawu wjeżdżał na okupowany przez Rosjan Krym, był w Donbasie na zaproszenie prorosyjskich bojowników. Pominięto też informację, że spośród niemieckich obserwatorów, tylko Maurerowi odmówiono – opowiada Bobołowicz ze STOP FAKE.
Tymoszenko straszy Poroszenkę OLAF-em
Rosjanie nie muszą specjalnie się wysilać. Czasami, jak zdarzyło się to kilka dni temu, materiałów dostarczają sami kandydaci. Julia Tymoszenko 23 marca ogłosiła, że prezydent Poroszenko ma spore kłopoty. Rzekomo w Stanach Zjednoczonych i Unii Europejskiej ruszyły przeciwko niemu postępowania karne, dotyczące korupcji.
Wystarczył jeden mail dziennikarzy „Ukraińskiej Prawdy”, by dezinformację ukrócić. Zdementował to OLAF, czyli Europejski Urząd ds. Przeciwdziałania Nadużyciom, który odpowiedział:
OLAF potwierdza, że przeciwko prezydentowi Ukrainy nie toczy się żadne postępowanie. W przypadku pojawienia się jakiejkolwiek informacji, która może zainteresować śledczych, OLAF przeanalizuje ją w kontekście naszych zwykłych procedur
Poroszenko ma najtrudniej ze wszystkich kandydatów, jeżeli chodzi o liczbę fake newsów. Zanim uderzyła w niego Tymoszenko, pod koniec lutego, padł ofiarą innej dezinformacji. Nie tylko on zresztą – sprytnie rozegrany fake miał szersze pole rażenia.
Rosjanie straszą karą za krytykowanie NATO
Poroszenko podpisał zmiany w konstytucji Ukrainy, które jasno określały kierunek kraju – akces do NATO i Unii Europejskiej (zresztą w Kijowie przebywał wtedy szef Rady Europejskiej Donald Tusk). Zmiany poparła wcześniej również Werchowna Rada, czyli ukraiński parlament.
Co zrobiła propaganda?
Zapis do konstytucji, dotyczący integracji z Zachodem został szybko przemianowany. Stwierdzono, że ktokolwiek będzie na terenie Ukrainy kwestionował słuszność wstąpienia do NATO, będzie postępował wbrew prawu, że zostało to prawnie zabronione – opisuje Bobołowicz.
Brytyjczycy mają popierać prorosyjskiego kandydata
Rosjanie w kwestii ukraińskiej się nie patyczkują – oprócz stałej narracji, o panującej biedzie i sugestii, że bez Moskwy Ukraina upadnie, grana jest też karta antyzachodnia. Wspomniany przykład z NATO to rozgrywka już na o wiele większą skalę – próby zniechęcenia ukraińskich obywateli do Zachodu, który ma im zagrażać.
Inny z fejków, który szalał po ukraińskich mediach, dotyczył „drenażu” jaki miał się dokonać za sprawą prozachodniego kursu Kijowa. Według rzekomych szacunków kraj opuścić miało do 10 milionów Ukraińców.
Jak podaje gazeta.pl dochodzi nawet do takich kuriozów, jak fałszywa informacja, jakoby Wielka Brytania, z którą Rosjanie od sprawy próby otrucia Skripalów mają porządnie na pieńku, zamierzała wspierać… prorosyjskiego kandydata w wyborach prezydenckich. Taka sytuacja to oczywiście kolejna próba obrzydzenia Zachodu, ale jakże przewrotna: mityczny zły Zachód miałby popierać prorosyjskiego kandydata!
Wymienione przypadki, to wierzchołek góry lodowej – odpowiedzialni za projekt STOP FAKE, czy projekt INFO OPS (szerzej znany jako Disinfo Digest, także demaskujący fake newsy) praktycznie codziennie muszą odkręcać kolejne informacje, w szczególności teraz, w okresie wyborczym.
Nic nie zapowiada też, by propaganda z Kremla zwolniła – po wyborach prezydenckich w tym roku Ukrainę czekają jeszcze wybory parlamentarne.
Kacper Świsłowski /gazeta.pl/