Źródło: Iwa Coj dla The Insider
6 lutego wydanie „Wiedomosti” powołując się na źródło w Roskomnadzorze (Federalna Służba ds. Nadzoru w Sferze Łączności, Technologii Informacyjnych i Komunikacji Masowej) poinformowało, że Google rozpoczyna usuwanie z wyników swojej wyszukiwarki 70% linków do stron internetowych znajdujących się w rejestrze zakazanych w Rosji. Według źródła, firma codziennie otrzymuje z Roskomnadzoru aktualną listę zabronionych witryn internetowych, po czym bada podstawy uznania za zakazane poszczególnych stron. Szef organizacji społecznej „Roskomswoboda” („Roskomwolność” – «Роскомсвобода») Artiom Kozluk zakwestionował wiarygodność tych informacji.
Mam bardzo duże wątpliwości co do tego, ponieważ obecnie ani mnie, ani moim współpracownikom nie udało się symulować sytuacji, przy której przynajmniej jedna ze znajdujących się w „rejestrze zakazanych witryn” i wybranych na próbę na chybił trafił stron, nie została wyświetlona przez wyszukiwarkę. Sprawdzam strony z różnych kategorii – i te z propagandy, z narkotyków i samobójstw, i te z kategorii propagandy ekstremizmu – takich jak „Kasparow.ru” («Каспаров.ру»), „Grani.ru” («Грани.ру»). Próbowałem brać strony internetowe wprowadzone do rejestru w wyniku decyzji sądu, jak na przykład „Ichkerija-info” («Ичкерия-инфо») – jest ona również w wynikach wyszukiwania. Przejrzeliśmy, oczywiście, nie wszystko, ale selektywnie i takiej sytuacji zaaranżować się nie udało.
Jedyna sprawa – zgodnie z działaniami antypirackimi Google ogranicza wyświetlenie całości wyników wyszukiwania, ale o tym wiadomo już od dawna. Wyszukiwarka robi to częściowo. Reasumując – absolutnie nie widać, w jaki sposób Google, jeżeli rzeczywiście przystąpiono do współpracy z Roskomnadzorem, działa pod tym kątem i czym w ramach tej współpracy się kieruje.
Nie tak dawno firma Google opublikowała sprawozdanie (Transparency Report), dotyczące zapytań użytkowników w pierwszej połowie 2018 roku. W raporcie przedstawiono dane/informacje statystyczne. Przytoczono również mnóstwo przykładów wyszukiwania odpowiedzi na zapytania, nadesłane również z Rosji. Sprawa zakazów dotyczy głównie nagrań w serwisie YouTube oraz wpisów na bloggerze, gdy ograniczano udostępnianie w wyniku żądań Roskomnadzoru, a rzecz dotyczy przede wszystkim radykalnych terrorystycznych ugrupowań islamistów. Podano nawet kilkadziesiąt konkretnych przykładów, jakiego rodzaju zapytania otrzymano, oraz jak zareagowano – nagranie czy wypowiedź zostały usunięte, bądź kontaktowano się z autorem bloga, po czym on sam ograniczał swój materiał. Danych o tym, co zostało ograniczone w wyświetlanych wynikach wyszukiwania, w raporcie nie podano.
Źródło: Iwa Coj dla The Insider