Źródło: Jurij Berszydskij dla The Insider
Niemal połowa rosyjskiego programu „Wiesti Niedieli” w dniu wyborów prezydenta Ukrainy była poświęcona sąsiedniemu krajowi. Jeden po drugim ukazywały się reportaże różnych korespondentów, które mówiły o tym, jak złe rzeczy mają tam miejsce. Tak więc szef europejskiego biura „Wiesti” Michaił Antonow w swoim materiale mówił o rozczarowaniu europejskich polityków w nowym ukraińskim ustroju państwowym, który powstał po obaleniu Wiktora Janukowycza:
„Dzisiejsza Ukraina wydaje się być dalej od Unii Europejskiej niż w czasach Janukowycza. Kurs na przystąpienie do NATO wpisany w Konstytucji jest marchewką, za którą osioł będzie musiał biegać całą wieczność”.
Ten pomysł miały potwierdzić wypowiedzi polityków europejskich. Oto lista osób, które zgodziły się udzielić komentarza dla „Wiesti Niedieli”. Nie jest szczególnie reprezentatywna.
Pierwsze miejsce zajmuje lider lewicowej frakcji w Bundestagu Dietmar Bartsch, który skrytykował ukraińskie władze za korupcję. Nie ma tu nic nieoczekiwanego: niemiecka lewica ma prorosyjskie poglądy i opowiada się za zniesieniem sankcji wobec Rosji nałożonych przez Unię Europejską w związku z działaniami na Ukrainie. Dlatego jest całkiem przewidywalne, że poseł, który udzielił wywiadu, interesuje się korupcją na Ukrainie, ale nie w Rosji.
Zresztą Bartsch jest radykalnym opozycjonistą i nie ma realnego wpływu na politykę Niemiec i Unii Europejskiej. Zobaczmy, jakich innych polityków znalazł do potwierdzenia swojej tezy Antonow.
Następnie w reportażu pojawił się politolog Alexander Rahr, dobrze znany widzom rosyjskiej telewizji (i gorzej rozpoznawany przez niemieckich). To doradca Gazpromu, honorowy profesor Moskiewskiego Państwowego Instytutu Stosunków Międzynarodowych i członek Międzynarodowego klubu dyskusyjnego „Wałdaj”, który doskonale włada językiem rosyjskim. Zauważył on, że niemiecka prasa nie publikuje pozytywnych opinii na temat Petra Poroszenki, a obserwatorzy, którzy byli na Ukrainie, mówią o dużej ilości wyborców o nastawieniu opozycyjnym. Niezadowolony z władz elektorat nie jest żadnym odkryciem. To właśnie takim wyborcom zawdzięcza swoją popularność Wołodymyr Zelenśkyj, lider wyścigu prezydenckiego. Ale jeśli chodzi o niemiecką prasę Rahr nie mówi całej prawdy: publikacji życzliwych wobec prezydenta Ukrainy nie brakuje. Jedna z największych niemieckich gazet Frankfurter Allgemeine Zeitung w ostatnim artykule na temat ukraińskich wyborów zauważa udane reformy Poroszenki i jego zasługi w stabilizowaniu gospodarki, chociaż wskazuje, że obecny prezydent ma wielu przeciwników w kraju.
Jednak Rahr nie może być uważany za niemieckiego polityka: nie ma żadnego związku z organami państwowymi i jest powszechnie znany jako lobbysta interesów Rosji.
Za to tytuły trzeciego uczestnika reportażu, Willego Wimmera, wyglądają solidnie: były deputowany Bundestagu i były wiceprzewodniczący OBWE. Wimmer mówi tak:
„Nie chcemy mieć nic wspólnego z ukraińską korupcją, oligarchami, batalionami nazistowskimi. Amerykanie połamią sobie zęby o twarde europejskie stanowisko w tej sprawie. Kiedy słyszę informacje od OBWE o Ukrainie, o stanie wewnętrznym kraju, przechodzą mnie ciarki. Jest to kraj, który nie może pełnić swoich funkcji. Nie twierdzę, że jesteśmy idealni, ale wystarczy porównać Ukrainę z krajami Europy Zachodniej lub innymi krajami kontynentu”.
Co prawda, „Wiesti Niedieli” dla dodania powagi nieco podniosły jego rangę: w rzeczywistości Wimmer był wiceprzewodniczącym nie OBWE, tylko Zgromadzenia Parlamentarnego OBWE. Był posłem Bundestagu, po czym opuścił wielką politykę. Po Euromajdanie ostro wypowiadał się przeciwko polityce Zachodu wobec Ukrainy, uważając, że poparcie nowych władz tego kraju dotychczas dzieli Europę. Stale współpracuje z niemiecką redakcją rosyjskiego Sputnika; tylko w pierwszych trzech miesiącach 2019 r. napisał tam 12 artykułów.
Do potwierdzenia swojej tezy, jakoby Europa odwraca się od władz ukraińskich, Antonow nie znalazł nikogo oprócz radykalnego lewicowego opozycjonisty, znanego lobbysty interesów Rosji i stałego autora tekstów dla rosyjskiej strony propagandowej, a także jednego członka Parlamentu Europejskiego z Polski, reprezentującego mało znaną partię Wolność.
W innym wątku tego samego programu korespondentka „Wiesti Niedieli” – Jelena Jerofiejewa opowiada:
„Donbas nie wybierał Poroszenki. Ale w państwowym rejestrze wyborców nadal dostępne są dane jego mieszkańców. W dniu wyborów mogliby przekroczyć granicę i oddać swoje głosy, ale przyszłość obcego kraju ich nie interesuje. Poroszenko zaś nie gardzi ich głosami – ani od żywych, ani od martwych. Tak więc na listach wyborczych znalazł się zaginiony w sierpniu Aleksander Zacharczenko, na którego zamach został zorganizowany przez służby specjalne Ukrainy. A także dowódca Michaił Tołstych znany jako Giwi”.
Komentuje były premier Ukrainy Mykoła Azarow:
„Wynika to przede wszystkim z nastawienia Poroszenki, nastawienia jego sztabu wyborczego na maksymalne włączanie do list wyborców osób, które nie zagłosują, ponieważ ich głosy można będzie bezpiecznie wykorzystać”.
Korespondentka i były premier najwyraźniej nie domyślili się, że ukraińska komisja wyborcza po prostu nie miała prawa postąpić inaczej: mieszkańcy Donbasu, którzy nie zrzekli się obywatelstwa ukraińskiego, są uważani za obywateli tego kraju i powinni być wpisani na listy wyborcze. Jeśli chodzi o osoby, które zmarły na terenach niekontrolowanych przez władze ukraińskie, w tym Zacharczenkę i Giwiego, ich śmierć nie była zarejestrowana przez oficjalne władze uznawane przez Ukrainę, a zatem nie ma formalnych podstaw do wykluczenia ich z list.
Źródło: Jurij Berszydskij dla The Insider