Źródło: Jurij Bierszydskij dla  The Insider 

W swoim przesłaniu do narodu białoruskiego i Zgromadzenia Narodowego Aleksander Łukaszenka, powołując się na słowa polskiego żołnierza-dezertera, oznajmił:  

„CI DRANIE [POLSCY MUNDUROWI] ZORGANIZOWALI POLOWANIE NA LUDZI. BIEGALI I ROZSTRZELIWALI W LASACH. SETKI, SETKI TYSIĘCY LUDZI, POSZUKUJĄCYCH SZCZĘŚCIA W EUROPIE, DOKĄD ICH ZAPROSZONO – ZOSTAŁO ROZSTRZELANYCH W LASACH I POCHOWANYCH W ZBIOROWYCH MOGIŁACH”.   

Prawdomierz

Informacje o rzekomo zabitych migrantach, którzy nielegalnie przekroczyli granicę białorusko-polską, pochodzi z jednego źródła – od byłego żołnierza Wojska Polskiego Emila C., dezertera, który trafił na Białoruś. Wydanie The Insider w rubryce „AntyFake” już opisywało jego skrajnie nieprawdopodobne relacje, między innymi o tym, jak „krwiożerczy Polacy” zabili również dwóch okolicznych mieszkańców – wolontariuszy, którzy pomagali nielegalnym migrantom. Faktem jest, że w Polsce nikt nie zgłosił w owym okresie zniknięcia czy zabójstwa dwóch obywateli. A teraz w przesłaniu Łukaszenki ilość ofiar wśród uchodźców jest szacowane już w setkach tysięcy.

Spróbujmy zrozumieć, skąd w ogóle mogły się wziąć te setki tysięcy. Według opublikowanych 20 grudnia szacunków stacji Biełsat granicę z ościennymi krajami Unii Europejskiej (nie tylko z Polską, a również z Łotwą i Litwą) za cały okres kryzysu migracyjnego przekroczyło ze strony Białorusi około 18 000 osób. Według danych polskiej Straży Granicznej w ciągu ubiegłego roku odnotowano 39 100 prób nielegalnego przekroczenia granicy. Zresztą niewiele to mówi o ilości migrantów, ponieważ wielu z nich po nieudanej próbie raz za razem ponownie próbowało przedostać się do Polski. Pewna ilość niedoszłych migrantów na jesieni wróciła do Iraku dzięki specjalnie zorganizowanym lotom repatriacyjnym.

Kryzys rozpoczął się latem 2021 roku, po tym jak UE wprowadziła wobec Białorusi sankcje – jako odpowiedź na przejęcie przymusowe samolotu pasażerskiego kompanii Ryanair i porwanie białoruskiego opozycjonisty, który znajdował się na pokładzie tego samolotu. Pod koniec czerwca Białoruś ogłosiła rozpoczęcie procesu wycofywania się z podpisanej z UE umowy o readmisji, na mocy której kraj podejmował zobowiązania przyjmowania zatrzymanych nielegalnych migrantów, którzy trafili do krajów Unii z terytorium Białorusi. W połowie lipca gwałtownie wzrosła liczba lotów z Iraku i Syrii do Mińska. Przykładowo lot bezpośredni linii lotniczych Iraqi Airways z Bagdadu wykonywano  5 razy w tygodniu. Lot przeprowadzano samolotami Boeing 747-300, mieszczącymi na pokładzie 565 pasażerów, oraz A320 ze 180 pasażerami na pokładzie. Do końca 2021 roku tym lotem mogło dostać się do Mińska nie więcej jak 60 000 osób. Były też rzadziej wykonywane loty z miast Basra, Irbil, oraz As-Sulajmanijja. Mało prawdopodobne jest, by ogólna liczba przewiezionych tymi lotami migrantów mogła przekroczyć 100 000 osób.

Niezależny portal internetowy Scanner Project w lipcu 2021 podawał, że część migrantów trafiała na granicę Białorusi i krajów Unii w ciężarówkach, wysyłanych z Istambułu (prawdopodobnie przez Bułgarię, Rumunię i Ukrainę). Ale w ten sposób raczej nie dało się wywieźć większej ilości migrantów.

Lotami linii lotniczych Bieławia czy syryjskich linii Cham Wings z Damaszku mogło przylecieć jeszcze kilka dziesiątków tysięcy osób. Oprócz tego współpracownica jednego z białoruskich biur podróży powiedziała korespondentowi wydania „Nowaja Gazieta” Irinie Chalip, że zaczynając od maja, białoruski konsulat w Ankarze przyjmował dziennie po 800 podań o wizę, a decyzji odmownych nie było w ogóle. W ten sposób liczba migrantów, którzy dostali się na Białoruś z Turcji regularnymi lotami czy czarterami, mogła wynosić jeszcze około 120 000 osób. W rzeczywistości raczej nawet mniej, ponieważ od połowy listopada linie lotnicze Bieławia ogłosiły, że na loty z Turcji do Mińska obywatele Afganistanu, Iraku, Jemenu i Syrii w ogóle nie będą dopuszczani.

Z czego wynika, że w ciągu zaledwie pół roku do Białorusi mogło trafić nie więcej niż 300 tysięcy migrantów z krajów Bliskiego Wschodu. A żeby „polscy dranie” mogli rozstrzelać „setki tysięcy osób”, większość z nich musiała przedostać się na teren Polski przez strzeżoną granicę z ogrodzeniami i zasiekami, po czym trafić do rąk polskich służb mundurowych. Absurdalności tego scenariuszu nie dostrzega, wydaje się, jedynie Łukaszenka.


Źródło: Jurij Bierszydskij dla  The Insider