Elizaweta Aleksandrova-Zorina dla Krym.Realia
Niemal wszystkie media na świecie piszą o Arkadim Babczence: czy był zamach, czy nie został marionetką w rękach służb specjalnych, jak zmieni się dziennikarstwo po „morderstwie”, o którym wiele pisano, ale którego przecież nie było i tak dalej, i tak dalej. Nie mam nic przeciwko temu, że świat mówi o Babczence, nie chcę też dyskutować o moralnej stronie jego „zmartwychwstania” – po prostu cieszę się, że żyje, ale staram się nie myśleć o całej reszcie.
Ale o kimś nie mogę przestać myśleć, zwłaszcza w kontekście całego tego hałasu medialnego. O Olegu Sencowie. A także o Oleksandrze Kolczence, o wszystkich 64 ukraińskich więźniach politycznych, o dziennikarzach, którzy dołączyli do protestu głodowego. Sencow głoduje już tak długo, że z dnia na dzień może być na skraju śmierci. Czy piszą o nim tyle ile o Babczence?
Dziennikarze potrzebują barwnego obrazu, spektakularnych wiadomości, ekskluzywnych szczegółów, niespodziewanych zwrotów akcji. A z punktu widzenia „obrazka” szybka śmierć, na przykład od strzału, zawsze jest bardziej widowiskowa niż torturowanie się powolną i bolesną śmiercią. Można przypomnieć sobie atak na redaktora naczelnego „Chimkinskiej prawdy” Michaiła Beketowa, który po pobiciu umierał 4,5 roku w cierpieniu. Od tego momentu jego morderstwo nie przestało być morderstwem, ale straciło efektowność, która jest tak potrzebna pierwszym stronom gazet. Śmierć, która trwa 4,5 roku, jest za długa nawet dla krótkiej notki w centralnych wydaniach.
Ponadto w wiadomościach intryga jest równie ważna, jak w teatrze. Inaczej nudy. A co intrygującego jest w więźniu, który postanowił zagłodzić się na śmierć?! Wszystko jasne, przewidywalne, żadnych zwrotów akcji, poza śmiercią, która też nie jest żadną niespodzianką. A publiczność spragniona jest gorącego tematu, więc kolejny artykuł o Babczence z pewnością przyniesie więcej polubień niż notatka o Sencowie, z którym nic ciekawego się nie dzieje – tylko wypadają zęby, giną komórki mózgowe, odmawiają posłuszeństwa nerki i wątroba.
W związku z Babczenką dużo się mówi o moralności. Czy dziennikarz może uczestniczyć w operacjach służb specjalnych? Czy dziennikarstwo zostanie takie samo? Czy można nie opłakiwać tego, który nawoływał, by nie płakać za innymi i czy etycznie jest nie cieszyć się, że żyje? Lista nie ma końca, tematy zachęcają do dyskusji i do niczego nie zobowiązują. W przeciwieństwie do tych związanych z Sencowem.
W różnych miastach Europy są akcje solidarności, celebryci nagrywają filmy, aktywiści podpisują petycje… Ale nie ma szerokiego rozgłosu, pierwsze strony gazet są poświęcone Babczence, a dla Sencowa pozostają z rzadka krótkie notki między oficjalnymi wiadomościami, a plotkami. Niewiele osób dzisiaj nie słyszało o Babczence i każdy, nawet nieskończenie daleki od polityki człowiek, coś wie o jego morderstwie i zmartwychwstaniu. Ale o Sencowie się nie mówi, gdyż dla wielu jest zbyt niewygodny. Nawet śmierć Babczenki byłaby dla wielu lepsza niż strajk głodowy Sencowa. Z jednej strony, jego morderstwo byłoby wystarczająco skandaliczne i podejrzane, by winić Putina i Rosję, z drugiej – ponieważ stałoby się to na Ukrainie, nie można by było z absolutną pewnością twierdzić, że dziennikarz został zabity przez Rosjan. Czyli nie byłoby zatem żadnego powodu, aby bojkotować Mundial lub zaostrzyć sankcje, czego Europa w kontekście ochłodzenia stosunków z USA i wzmocnienia prawicowych sił politycznych wcale nie chce robić.
Zmartwychwstanie Babczenki pasuje wszystkim. Nie tak często główna wiadomość to coś pozytywnego. Rosjanie dostali powód do kpiny z ukraińskich służb specjalnych, Ukraińcy do obwiniania rosyjskich służb specjalnych o próbę zabójstwa niewygodnych osób, dziennikarze i politycy z czystym sumieniem mogą odpuścić pytania moralne: czy można jechać na mistrzostwa w kraju, którego władze zabijają niechcianych ludzi (dobrze, że Babczenko jest żywy, ale byłoby ciekawie zobaczyć, jak tłumaczyliby się w przypadku jego zabójstwa). Można jednak długo dyskutować, czy dziennikarz może uczestniczyć w operacji specjalnej, czy powinien przepraszać tych, którzy martwili się o jego śmierć, czy rozgłos wokół „morderstwa” podważy wiarygodność mediów.
To, co dzieje się dzisiaj z Sencowym jest niewyczerpanym źródłem osobistej refleksji i dyskusji publicznej. Ale nikt nie chce niewygodnych pytań. Czy można poświęcać pierwsze strony gazet na piłkę nożną, nie wspominając za każdym razem o Sencowie? Czy można jechać do Rosji, gdzie niewinni są przetrzymywani w więzieniach? Czy można podziwiać widowisko sportowe, gdy głodują więźniowie polityczni? Jeśli piszesz o Sencowie, musisz jakoś w tych sprawach się określić. A więc lepiej nieśmiało przemilczeć wszystko, w tym samą głodówkę. Te pytania są adresowane nie tylko do dziennikarzy, polityków i sportowców, to są pytania dla wszystkich.
Czy można jeść, pić, chodzić do kina i spotykać się z przyjaciółmi jakby nic się nie stało, kiedy Sencow umiera z głodu? Osobiście nie mam odpowiedzi na to pytanie. Podobnie jak wszyscy, przepędzam te myśli, ponieważ drapią w serce i sprawiają, że czuję się nikczemnie. Ale gazety kupuje się nie po to, aby poczuć się nikim, programy telewizyjne służą rozrywce, a nie psuciu humoru. Nikt nie chce być zmuszany do myślenia: jak to jest pić piwo i kibicować drużynie narodowej, gdy ktoś cicho umiera, ogłaszając strajk głodowy przed mistrzostwami właśnie po to, aby jego cierpienie i śmierć zostały zauważone? I kto będzie winny, jeśli Sencow umrze: on sam, Putin, jego reżim, politycy z różnych krajów, którzy nie zrobili nic, aby go uratować czy my wszyscy, bez wyjątku, bo też nic nie zrobiliśmy?
„Piłka nożna poza polityką” w tej sytuacji brzmi jak „Pieniądze nie pachną”
Kto i jak może przynajmniej spróbować uratować Sencowa? Na przykład politycy, jeśli złożą oficjalne oświadczenie. Sportowcy, jeśli nie przyjadą na mistrzostwa. Fani, jeśli oddadzą bilety i zostawią puste stadiony. Nawet widzowie, jeśli wyłączą telewizory. Wszyscy rozumieją, jak ważne są mistrzostwa dla Putina i jego otoczenia, dla jego wizerunku w kraju i na całym świecie. Sencow zdawał sobie z tego sprawę rozpoczynając strajk głodowy. Ale czy zdawał sobie sprawę, do jakiego stopnia wszyscy oleją jego cierpienie i śmierć? Jeśli świat jest czymś zaniepokojony, to tylko tym, że Sencow może umrzeć podczas mistrzostw. To byłoby bardzo niegrzeczne z jego strony. Zepsułby takie święto.
Piłka nożna to wielomiliardowy biznes i piar polityczny, a Mundial to główne wydarzenie, na które się czeka 4 lata, żaden Sencow nie zmusi do rezygnacji z tej imprezy. Nic dziwnego, że nawoływania oficjalnych władz do bojkotu mistrzostw, zgodnie z przepisami FIFA, grozi dyskwalifikacją drużyny, a słowa popierające Sencowa podczas gry mogą kosztować każdego piłkarza karierę. „Piłka nożna poza polityką” w tej sytuacji brzmi jak „Pieniądze nie pachną”. Nikt nie jest gotów ponieść miliardowch strat, aby ocalić czyjeś życie. Nikt nie jest nawet gotowy do rozmowy o tym. Lepiej mówić o Babczence.
A zresztą, kto chce pozbawić siebie przyjemności najbardziej widowiskowego sportu? Reprezentacje są sformowane, bilety wyprzedane, walizki spakowane, audycje przygotowane, miejsca w barach sportowych zarezerwowane, harmonogram publikacji gotowy, a Babczenko żyje. I dzięki Bogu. Ale w tej chwili w syberyjskiej kolonii karnej głodzi się człowiek. Tylko nikt nie chce o tym rozmawiać. Sencow będzie umierał, a stadiony wypełnią się entuzjastycznym tłumem. Będzie leżał samotnie w więziennym szpitalu, a miliony widzów będą oglądały mecze piłki nożnej. Kolczenko będzie cierpiał, a politycy pogratulują zawodnikom zwycięstwa. Więźniowie będą siedzieć, a szczęśliwe tłumy będą chodzić po ulicach, krzycząc: „Ole-ole-ole!” Być może jakiś polityk lub dziennikarz pojawi się publicznie w koszulce SaveSentsov, a później pójdzie na kolację do drogiej restauracji. I nikt nie będzie chciał zadać sobie niewygodnych pytań. Lepiej jest podyskutować o Babczence i przyszłości dziennikarstwa. Czasami wydaje mi się, że tyle się o nim mówi, żeby milczeć o Sencowie.
Elizaweta Aleksandrova-Zorina dla Krym.Realia
Elizaweta Aleksandrova-Zorina – Moskiewska pisarka i publicystka