Nagłówki polskich i światowych mediów niedawno obiegła wypowiedź premiera Mateusza Morawieckiego, iż Polska przestała przekazywać broń Ukrainie. Została ona błyskawicznie „przechwycona” przez rosyjską propagandę, jako znak, że Warszawa odwróciła się od Kijowa, nastąpiło ostateczne i trwałe zerwanie sojuszu polsko-ukraińskiego. Wprawdzie podobne słowa padły z ust polskiego premiera, należy je jednak osadzić w pewnym kontekście, który już tak nie uszczęśliwi Kremla.
Morawiecki 20 września w wywiadzie dla telewizji Polsat News powiedział: „My już nie przekazujemy uzbrojenia na Ukrainę, my teraz sami się zbroimy w najnowocześniejszą broń”. Wypowiedź ta została natychmiast wykorzystana przez rosyjską i prorosyjską propagandę jako kolejna oznaka głębokiego konfliktu pomiędzy Warszawą a Kijowem, związanego z kwestią importu ukraińskiego zboża. Prokremlowskie przekazy dezinformacyjne próbowały wykorzystać ją do szerzenia w społeczeństwie ukraińskim nastrojów antypolskich i wykrystalizowania w nim przekonania, że Rzeczpospolita „zdradziła Ukrainę”, „zadała jej cios w plecy”. Ukraina miała zostać zupełnie opuszczona przez – na pozór – najwierniejszego sojusznika, który teraz okazał swoje prawdziwe oblicze „największego wroga”. Sugerowano, że oznacza to wprowadzenie przez Polskę embarga na dostarczanie Siłom Zbrojny Ukrainy (SZU) jakiegokolwiek uzbrojenia. Straszono, że logiczną konsekwencją tego kroku będzie zamknięcie funkcjonujących na terenie Polski hubów, pośredniczących w przekazywaniu Kijowowi broni. Pojawiały się treści, że decyzja ta została podjęta za milczącym przyzwoleniem Zachodu, co świadczy o skrajnym zmęczeniu sojuszników Ukrainy wojną. Miało to na celu osłabienie w Ukraińcach woli kontynuowania walki i wygenerowanie wśród nich nastrojów kapitulanckich.
Na użytek bardziej wewnętrzny – rosyjski – posługiwano się też drugą częścią wypowiedzi Morawieckiego: „my teraz sami się zbroimy w najnowocześniejszą broń”. Prezentowano to jako przejaw militarystycznych i agresywnych zamierzeń Polski. Zgodnie z rosyjską dezinformacją ma ona kupować broń w celach imperialnych. Ostrzegano więc po raz kolejny o rzekomych zamiarach Warszawy zaatakowania Białorusi (pisaliśmy o tym szerzej tutaj: https://www.stopfake.org/pl/powrot-do-zsrr-17-wrzesnia-w-rosji-i-na-bialorusi), którą może oczywiście „obronić” tylko „braterska” Rosja. Wyciągnięto też – po raz nie wiadomo już który – fake newsy o „planach zajęcia przez Wojsko Polskie Zachodniej Ukrainy” (pisaliśmy o tym szerzej tutaj: https://www.stopfake.org/pl/tonacy-mapy-sie-chwyta). Ten pierwszy przekaz ma przygotowywać społeczeństwo białoruskie na ewentualną przyszłą aneksję przez Rosję, ten drugi ma budzić nastroje antypolskie w zachodniej części Ukrainy.
Tymczasem warto osadzić przytoczone wyżej słowa Morawieckiego w szerszym kontekście. Po pierwsze we wspomnianym wywiadzie nie odżegnuje się on od dalszego wspierania Kijowa w konflikcie z Moskwą. Zadeklarował, że w wojnie Polska wciąż będzie stać po stronie Ukrainy, która „broni się przed bestialskim atakiem rosyjskim” i jej pomagać. W wywiadzie nie było też mowy o tym, że zatrzymaniu czy utrudnieniu ulegnie tranzyt przez Polskę uzbrojenia z Zachodu. Wręcz przeciwnie. Padła w nim jednoznaczna deklaracja: „Nasz hub w Rzeszowie, w porozumieniu z Amerykanami i z NATO, cały czas pełni taką samą rolę, jaką pełnił i będzie pełnił”.
Trzeba tu też spojrzeć na to, co w tym wywiadzie nie zostało powiedziane. Wynika z niego, że Polska nie przekazuje uzbrojenia OBECNIE. Nie było w ogóle mowy, że nie będzie tego robić przyszłości, nawet niedalekiej. Nie padła też deklaracja, że polskie firmy czy rząd nie sprzedają broni Kijowowi, ani że nie będą mogły tego robić. Premier powiedział tylko tyle, że państwo polskie w tym momencie nie przekazuje nieodpłatnie broni.
W wywiadzie zabrakło – być może specjalnie – szerszego kontekstu, dlaczego tak się dzieje, który został tylko zaznaczony w słowie „już”. A nie przekazuje głównie dlatego, że nie ma już czego przekazywać. Wprawdzie oficjalne informacje na temat całokształtu polskiej pomocy militarnej nie zostały podane, jednak z nieoficjalnych przecieków wynika, iż nad Dniepr mogło „powędrować” dużo więcej polskich czołgów, niż realnie przekazały wszystkie inne państwa razem wzięte. Do tego dochodzi ponad setka dział samobieżnych, w tym prawdopodobnie większość odebranych przez polską armię nowoczesnych armatohaubic Krab, znaczna liczba bojowych wozów piechoty, przynajmniej batalion kołowych transporterów opancerzonych Rosomak, dużo broni przeciwlotniczej, wieloprowadnicowe wyrzutnie rakietowe Grad, śmigłowce Mi-24, samoloty myśliwskie MiG-29.
W przeciwieństwie do innych krajów nie był to w większości sprzęt zbędny, przekazywany z magazynów, ale wprost ze stanu Wojska Polskiego. A Warszawa na razie więcej nie może podarować, bo polskie jednostki liniowe nie będą się już miały zupełnie na czym szkolić. Żeby coś przekazać, musi czekać na dostawy amerykańskiego i koreańskiego sprzętu oraz rozkręcającą się produkcję polskiego przemysłu zbrojeniowego. W przeciwnym wypadku polska armia rzeczywiście zostanie zupełnie rozbrojona, na co w bieżącej sytuacji geopolitycznej nie można się zgodzić.
Polska obok USA przekazywała SZU najwięcej potrzebnych narzędzi walki, tylko zbytnio się tym nie chwaliła. W przeciwieństwie na przykład do Niemiec. Tamtejszy rząd bowiem powszechnie mówi, że dostarczył Kijowowi broń za 17,1 mld euro. Podczas gdy Der Spiegel wyliczył, że Niemcy w rzeczywistości wydali na militarną pomoc Ukrainie mniej niż 1/3 tej sumy – 5,2 mld euro.
Kwestię dalszego przekazywania broni Ukrainie wyjaśnili już po tym wywiadzie rzecznik polskiego rządu Piotr Müller i Prezydent RP Andrzej Duda. Ten pierwszy poinformował, że obecnie „Polska realizuje wyłącznie uzgodnione wcześniej dostawy amunicji oraz uzbrojenia, w tym wynikające z podpisanych kontraktów z Ukrainą”. „Jest to m.in. największy po 1989 roku zagraniczny kontrakt podpisany przez polski przemysł zbrojeniowy – na dostawę armatohaubicy Krab”.
Z kolei prezydent stwierdził, że wypowiedź premiera odnosi się tylko do nowego uzbrojenia, kupowanego w tej chwili na własne potrzeby za dziesiątki miliardów euro przez Polskę. „Po prostu pan premier powiedział tak: nie będziemy przekazywali nowego uzbrojenia, które w tej chwili kupujemy w ramach modernizacji polskiej armii dla Ukrainy” – oznajmił Andrzej Duda w rozmowie z TVN24. Dodał, że „nie będziemy tego uzbrojenia przekazywali, bo kupujemy je po to, żeby zmodernizować polską armię”. Nie wykluczył natomiast, że w miarę napływu nowego sprzętu ten będący obecnie na stanie Wojska Polskiego będzie stopniowo przekazywany Ukrainie. Podkreślił, że wszystkie zawarte przez Polskę umowy na dostawę broni i amunicji zostaną zrealizowane.
Z kolei według informacji agencji prasowej Bloomberg pytanie o polskie dostawy uzbrojenia zostało zadane też przez administrację USA. Polscy dyplomaci zapewnili, że Rzeczpospolita będzie nadal wspierać militarnie Ukrainę, choć z wyżej wymienionych względów pomoc ta może być mniejsza niż poprzednio.
W przeciwieństwie do tego, co sugerują przekaźniki rosyjskiej propagandy, wypowiedź polskiego premiera nie oznacza, że Polska przestanie być głównym miejscem, przez które broń z Zachodu będzie przesyłane do Ukrainy. W dodatku polska broń – choć pewnie w nieco mniejszej skali – będzie nadal jechać nad Dniepr. Trzeba dodać, że słowa Morawieckiego zostały skierowane do odbiorcy polskiego w samym środku kampanii wyborczej. A jednym z głównych przekazów rządzącej partii jest ten o wzroście bezpieczeństwa Polaków poprzez rozbudowę i dozbrajanie armii. W tym kontekście nie najlepiej brzmiałyby słowa, że Polska wciąż się w praktyce „rozbraja” poprzez przekazywanie sprzętu militarnego Ukrainie.
MT