„W centrum Słowiańska, na placu Lenina, zebrano kobiety, bo facetów już nie było, dzieci i starsze osoby, i wykonano pokazową kaźń. Wzięli trzyletniego chłopca, w majteczkach i koszulce, i jak Jezusa przybili do tablicy ogłoszeń. To wszystko odbywało się na oczach matki, która widziała, jak jej dziecko się wykrwawia — powiedziała w wywiadzie dla 1 Kanału kobieta przedstawiająca się jako Galina Pyszniak ze Słowiańska”.*
Te słowa naprawdę padły i to w głównym kanale rosyjskiej telewizji. Był rok 2014, początek rosyjskiej agresji na Ukrainę. Oczywiście żadnego chłopca do żadnej tablicy nie przybito, chłopczyk taki wcale nie istniał. Cała rzecz była jedynie propagandową oprawą, mającą uzasadnić rosyjską operację wojskową, aneksję Krymu i oderwanie od Ukrainy części obwodów ługańskiego i donieckiego. Dość dobrze to pamiętam, bo zajmowałem się wówczas relacjonowaniem tego konfliktu. Pamiętam, że niestety, ale nie brakowało na wschód od naszego kraju takich ludzi, którzy albo dawali wiarę podobnej propagandzie, albo celowo ją szerzyli, lub wymyślali podobne historie. Wszystko po to, by obniżyć morale, obrzydzić Ukrainę w oczach świata i samych Ukraińców, ale także po to, by zamydlić obraz sytuacji, by nikt nie miał pewności, co jest prawdą, a co fałszem. Wiadomo – na wojnie prawda ginie jako pierwsza.
Ale pamiętam coś jeszcze. W Polsce na wieść o „ukrzyżowanym chłopcu” zareagowały niemal wszystkie media. I wszystkie, a za nimi komentatorzy i internauci, nie dość, że szydzili z tępej propagandy Rosjan, to nie brakowało takich, którzy szydzili z ludzi, którzy skłonni byli w tę historię uwierzyć. Wszystkim wydawało się, że to niemożliwe, by ktoś mógł dać wiarę takim herezjom. Dziś, kiedy to Polska jest ofiarą wojny hybrydowej, gdy mięsem armatnim połączonych sił Łukaszenki i Putina stali się żywi ludzie, gdy wojna jest u naszych bram, tak wesoło już nie jest, a wielu Polakom odporność na kłamstwa wyraźnie spadła.
To dlatego taką popularność zyskują plotki o „ciałach przerzucanych przez płoty graniczne”, mrożące krew w żyłach historie o mieszkańcach strefy przygranicznej, gotowych na walkę z najeźdźcami i uzbrojonych jak do pogromu. Mnożą się wycelowane w polskie służby porównania do najstraszniejszych czasów, formacji i zdarzeń – od Holokaustu, do ludobójstwa w Rwandzie. Od „Polaków patrzących na getto”, po Jedwabne. Część z tych rzeczy to wschodnia propaganda i element trollingu – wojny hybrydowej, Niestety nie brakuje ludzi, którzy sprawy przedstawiają w podobny sposób pod nazwiskami, z pełną powagą i przekonaniem o słuszności. Jestem pewien, że wierzą w to, co mówią i piszą. Tak jak wierzyli w słuszność swoich działań zatrzymani wczoraj członkowie „Obywateli RP”, w samochodzie których ujawniono nielegalnych emigrantów spod polsko-białoruskiej granicy, a którzy usłyszeli zarzuty uczestnictwa w handlu ludźmi (które nie zrobią na nich wrażenia).
Bo niestety wszyscy ci rzekomo „sprawiedliwi” nie rozumieją, że w ten sposób sami przykładają rękę do śmierci prawdy, a w konsekwencji być może i ludzi, nad których losem przyszło im tak się pochylać. Nie rozumieją, bo w szaleńczej walce z wyimaginowanym „reżimem Kaczyńskiego, takim samym jak Łukaszenki” pogrążyli się tak daleko, że gdyby dziś usłyszeli o syryjskim chłopczyku przybitym do ściany podlaskiej stodoły przez Wojska Obrony Terytorialnej, przyjęliby to za smutną oczywistość. A część mediów, które w 2014 szydziła z rosyjskiej propagandy, dziś pewnie podałaby ją jako prawdę objawioną. Ku uciesze prawdziwych satrapów.
*cyt za: TVN24.pl: Trzylatek ukrzyżowany w Słowiańsku na oczach matki? „Łajdacy z Kremla gotowi przewyższyć Goebbelsa”.
Materiał oryginalny: Felieton naczelnego. Czekając na podlaską stodołę