Białoruska propaganda o wojnie na Ukrainie opowiada głównie słowami rosyjskich mediów, ale czasami ma zabarwienie narodowe. Łukaszenka, jako bezpośredni uczestnik procesu wojskowego, komentuje każdą okazję, czasem inaczej niż Rosjanie, opowiada o tajnych planach Kremla i pokazuje tajne mapy. A po nim tezy te powtarza białoruska propaganda.
Białoruskie media państwowe określają wojnę jako Specjalną Operację Wojskową, zgodnie ze zwyczajem rosyjskiej propagandy. Słowa „wojna” i „działania zbrojne” słychać tylko przy cytowaniu białoruskich urzędników, np. gdy cytuje się Łukaszenkę, kierownictwo MSZ czy MON.
„Białoruś nie bierze udziału w wojnie”
Teza ta powtarzana jest na wszystkich szczeblach od samego początku działań wojennych. Zaczęli to szczególnie aktywnie wykorzystywać, gdy stało się jasne, że szybkiego zwycięstwa nie będzie, sankcje są nieuniknione, a reżim w Mińsku będzie siedział w tym samym sądzie co Putin. Łukaszenko zaczął ponownie szukać okazji do manewrowania między Zachodem a Rosją. Jego główna narracja brzmi: Białoruś nie wysłała swoich wojsk na terytorium Ukrainy, co oznacza, że nie bierze udziału w wojnie. A zatem odpowiedzialność nie powinna być taka sama jak odpowiedzialność Rosji, ale byłoby lepiej, gdyby w ogóle jej nie było. Ponadto oficjalny Mińsk od samego początku wojny nie pozostawia wizerunku rozjemcy i w każdy możliwy sposób oferuje swoje usługi w negocjacjach między Rosją a Ukrainą. Białoruska telewizja mówi, jaki to byłby dobry pomysł i symboliczny gest, ale problem polega na tym, że ani Kijów, ani Moskwa nie oglądają białoruskiej telewizji i nie potrafią docenić słownych interwencji białoruskich propagandzistów.
„Skąd przygotowywano atak na Białoruś”
Terytorium Białorusi, zdaniem propagandystów, zostało przekazane wojskom rosyjskim do obrony. W ogóle na Białorusi operacja wojskowa nie jest przedstawiana tak jak w propagandzie rosyjskiej, mało mówią o nazistach i zwrocie ziem ruskich, raczej skupiają się na tym, że NATO walczy na Ukrainie, kolejnym celem będzie Białoruś. I nazywają pośrednimi oznakami zbliżającego się ataku: tworzeniem grupy wojskowej na zachodnich granicach, w szczególności na Litwie iw Polsce. Białoruskie wojsko pokazuje, że bacznie monitoruje liczebność wojsk w Polsce, niemal co tydzień podają tę informację w mediach. Białoruś pozycjonowana jest w lokalnej propagandzie jako rzetelny strażnik zachodniej i południowej flanki OUBZ, a także rzetelny sojusznik, który nie pozwoli Rosji otrzymać cios w plecy.
Ponadto Łukaszenka nieustannie oczekuje uderzenia z terytorium Ukrainy żeby udowodnić, że Ukraińcy coś knują. W białoruskich mediach ciągle pojawiają się historie, że była próba ataku terytorium Białorusi z Ukrainy dronem z granatem, że dron szpiegowski został zatrzymany, że grupy dywersyjno-rozpoznawcze Ukrainy wkraczają na Białoruś z ulotkami propagandowymi. Najgłośniej było, gdy Łukaszenka mówił o ataku na Białoruś rakietami Toczka-U. Na początku była to jedna rakieta, po kilku dniach już dwie, potem dołączyło jeszcze kilku komentatorów, historia się jeszcze bardziej skomplikowała i postanowili jej jednak nie rozwijać.
„Czas, aby Zełenski się ogolił i odpowiednio ubrał”
Białoruska propaganda nie sprzyja prezydentowi Ukrainy. Nazywany jest marionetką UE i USA, osobą, która sama nie podejmuje decyzji, ale nie może tego w żaden sposób zrozumieć. Można odnieść wrażenie, że głównym celem białoruskich politologów i ekspertów jest wyjaśnienie Zełenskiemu tego wszystkiego, dlatego spędzają godziny na antenie, opowiadając Zełenskiemu, jak Zachód próbuje skłócić trzy bratnie kraje, że Ukraina zniknie bez Rosji i Białorusi, a jeśli prezydent Ukrainy się opamięta, to znowu są gotowi przyjąć go do klubu słowiańskiego, tylko go rozbroją i wyedukują poprawnie ideologicznie. Białoruska propaganda nie nienawidzi Zełenskiego tak bardzo jak rosyjska, a tu retorykę ustawia Łukaszenka, który może wspomnieć, że traktuje prezydenta Ukrainy jak syna, często radzi mu wyjść z wizerunku macho: umyj się, ogol, zdejmij zabrudzoną koszulkę i zacznij wyglądać normalnie.
„Uchodźcy z Ukrainy bardzo dobrze radzą sobie na Białorusi i masowo przyjeżdżają z Polski i krajów UE”
W rzeczywistości Białoruś przyjmuje uchodźców wojskowych z Ukrainy od 2014 roku. Wtedy pojawił się dość klarowny mechanizm ich legalizacji i zatrudniania. Warto zauważyć, że przez długi czas, przyjmując Ukraińców, władze białoruskie nie spieszyły się z nadawaniem im obywatelstwa. Sytuacja zaczęła się zmieniać dopiero w 2021 roku. Dane dotyczące liczby Ukraińców, którzy przybyli na Białoruś po 24 lutego, różnią się między Białorusią a organizacjami międzynarodowymi. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych Białorusi wymienia ponad 55 tysięcy osób, według ONZ – trzy razy mniej. Białoruska propaganda wykorzystuje migrantów wojskowych do własnych celów: opowiada, jak Białorusini im pomagają, co robi dla nich państwo białoruskie, pokazuje pochwały migrantów o Białorusi w stylu „tu jest bardzo czysto, drogi dobre, niebo spokojne.”
Ostatnio często mówi się, że Ukraińcy zaczęli przenosić się z Polski na Białoruś. Według komitetu granicznego na Białoruś miało przybyć ponad 60 tys. Ukraińców, w tym przez Polskę przeszło prawie 40 tys. Głównym przesłaniem jest to, że Ukraińcy uciekający przed rosyjską agresją szukają azylu na Białorusi, postrzegając ten kraj jako bezpieczniejszy niż kraje UE. Warszawa już obaliła te liczby, bezpośrednio stwierdzono, że Białoruska propaganda szuka fałszowania rzeczywistości, w każdym aspekcie w temacie roli Białorusi w wojnie przeciwko Ukrainie.
„Z powodu wojny Europejczycy stali się biedni”
To ulubiony temat białoruskiej propagandy, która nieustannie porównuje ceny produktów, leków na Białorusi iw krajach sąsiednich. Nie wspomina jednak o poziomie wynagrodzeń i emerytur, które na Białorusi są znacznie niższe niż na Litwie iw Polsce. Z drugiej strony ciągle mówi się, że rządy tych krajów postawiły na militaryzację, wydają ogromne budżety na broń, a zwykli obywatele w tym czasie są zmarznięci, siedzą bez opału, boją się rachunków za prąd i jadą na Białoruś na artykuły spożywcze, bo w Europie wszystko jest drogie. Jako dowód pokazują kolejki na granicach, cudzoziemców, którzy przyjeżdżają na Białoruś i opowiadają, jak dobrze się tu mieszka i nie ma się czego bać.
Olga Siamaszko