„Nowe narzędzia wpływania na poglądy i emocje polityczne są dziś wykorzystywane nie tylko przez konkurujące partie i polityków, ale także osoby prywatne, wpływowe firmy, organizacje pozarządowe i międzynarodowe, czy rządy i służby specjalne obcych państw. Skuteczność tych działań zależy przede wszystkim od poziomu kompetencji medialnych oraz społecznej świadomości problemu wśród obywateli” – czytamy w opublikowanym właśnie raporcie NASK Państwowego Instytutu Badawczego „Bezpieczne wybory. Badanie opinii o (dez)informacji w sieci”. Celem raportu jest zbadanie świadomości i oceny zjawiska politycznej manipulacji w sieci przez polskich internautów w kontekście wyborów do Parlamentu Europejskiego, parlamentarnych i prezydenckich. Wyniki przedstawionych badań powinny budzić niepokój, polski internauta wierzy we wszystko co znajdzie w sieci.
Autorzy badania zwracają uwagę, że ponad połowa badanych darzy zaufaniem informacje publikowane w Internecie przy czym doświadczenia z ostatnich miesięcy sprawiają, że prawie 40% dorosłych internautów twierdzi, że informacje w sieci są sfałszowane. Szczególnie nie ufamy sondażom wyborczym (ufa im jedynie 30,55% respondentów) a największym polem dezinformacji jest polityka – aż 63,9% zapytanych odpowiedziało, że dostrzega zjawisko dezinformacji w Internecie mającej na celu wpływanie na wynik wyborów demokratycznych w Polsce. Dlatego to tradycyjne media typu prasa, telewizja czy radio, są nadal najmniej narażone w ich mniemaniu na rozpowszechnianie fake newsów.
Treściom zamieszczonym w Internecie ufają najczęściej mężczyźni z wykształceniem podstawowym, w wieku 50-64 lat, zamieszkujący na wsi.
Bezwolny jak internauta
Organizacje zajmujące się na co dzień dezinformacją i manipulacją w mediach, zwracają uwagę, że najważniejszym narzędziem do zwalczania tego typu treści jest uświadomienie społeczeństwa. Eksperci zgodnie twierdzą, że najważniejsza jest edukacja i wzrost świadomości zagrożeń wśród odbiorców mediów, w tym tych internetowych. Tymczasem raport NASK pokazuje, że polski użytkownik Internetu jest leniwy. Jeśli już zaufa treściom tam zamieszczanym – nie dostrzega w nich dezinformacji, jeśli zaś dostrzega jakieś manipulacje, to jako ich źródło wskazuje polityków i związanych z nimi PR-owców lub wskazuje zewnętrznego beneficjenta w krajach postrzeganych jako autorytarne (Rosja, Białoruś, Iran, Węgry oraz Chiny), a wiedzę o tematach politycznych osoby te czerpią przede wszystkim z telewizji. Największym zaufaniem w sieci darzą natomiast serwisy Facebook i YouTube.
Zdaniem niemal wszystkich ankietowanych (jedynie niecałe 2% było innego zdania) za przeciwdziałanie dezinformacji w Internecie powinien odpowiadać ktoś inny niż my sami. Autorzy badań wyszczególnili 3 grupy podmiotów, które zdaniem respondentów powinny przeciwdziałać temu zjawisku w Internecie – instytucje państwowe: policja i prokuratura, służby specjalne oraz polski rząd i podległe mu urzędy centralne. Podmioty społeczne i unijne: organizacje pozarządowe, Unia Europejska i podległe jej instytucje, dziennikarze i pracownicy mediów. Administratorzy: stron, portali i aplikacji.
Jak walczyć z dezinformacją?
Autorzy badania poprosili internatów o odpowiedź na pytanie, jakich form dezinformacji i manipulacji doświadczają w sieci najczęściej. 30% ankietowanych rozpoznało fake newsy, 15,6% doświadczyło trollingu, a prawie 15% zetknęło się z fake photo. 20% ankietowanych nie miało pewności czy zetknęło się w sieci z dezinformacją. To niewiele, biorąc pod uwagę skalę zjawiska. Tylko Twitter w 2018 roku skasował ponad 70 mln nieprawdziwych kont, które udostępniały fake newsy i prowadziły do dezinformacji innych użytkowników, Facebook otwiera na czas eurowyborów specjalne biuro w Dublinie, którego pracownicy monitorować będą Facebooka, Instagrama i WhatsAppa wykrywając dezinformację. Specjaliści posługiwać się będą 24 językami urzędowymi funkcjonującymi w UE. Skala problemu jest zatem większa, niż może przypuszczać większość polskich internautów. Mimo to, lwia część użytkowników mediów społecznościowych uważa, że nie zdarzyło im się w ostatnich miesiącach przesłać dalej lub nawet zalajkować fake newsa (67% ankietowanych), co pokazuje, że zapewne nie radzimy sobie z rozpoznawaniem tego typu przekazu. Ciekawy jest jednak fakt, że 8% użytkowników przyznało się do świadomego powielania fałszywych informacji, a 12% do zrobienia tego nieświadomie.
Jak radzić sobie z dezinformacją? Weryfikując źródła. Zapytano zatem respondentów jakimi kryteriami kierują się podejmując decyzję o uznaniu danego komunikatu za wiarygodny. Internauci uznali, że najważniejszym kryterium jest podanie w informacji źródła jej pochodzenia (46%), pochodzenie z zaufanego medium (41,7%), pluralizm prezentowanych w informacji poglądów (37%) i zaufanie do autora (29,4%). Na dalszych pozycjach znalazło się zaufanie do osoby publikującej lub polecającej informację (28,6%), ilość źródeł publikujących daną informację jednocześnie (21%) i to, że informacja pochodzi z dużego medium (16,3%). Wynika z tego, że istnieją 3 grupy metod kontroli treści: osobiste zaufanie, rzetelność dziennikarska i społeczny dowód słuszności. Ponad 1/3 internautów (37% ankietowanych) w ogóle nie sprawdza wiarygodności informacji znajdowanych w Internecie!
Raport wskazuje także na niskie kompetencje internautów w zakresie rozróżniania faktów od opinii. Tylko 4,5% badanych prawidłowo je wychwyciło. Najgorzej wypadli tu ankietowani w wieku 35-50 lat z wykształceniem średnim lub podstawowym. Jak wskazują wyniki badania, osoby o najsłabszych kompetencjach najczęściej czerpią wiedzę o polityce z telewizji i portali społecznościowych, a wiarygodność treści opierają na osobistym zaufaniu do źródeł i autora.
Każdy musi walczyć z dezinformacją
Wyniki badania potwierdzają to, o czym eksperci alarmują od lat – mamy bardzo niski poziom kompetencji medialnych w Polsce. Jako rozwiązanie tego problemu wskazuje się na potrzebę wprowadzenia edukacji medialnej na każdym poziomie kształcenia w Polsce, bowiem dzisiaj większość użytkowników Internetu jest nie tylko odbiorcą treści tam zamieszczanych, ale i ich twórcą.
Istnieją żelazne zasady, którymi należy się kierować, by zmaksymalizować możliwość rozpoznania fałszywych wiadomości. Listę takich wytycznych przygotowała m.in. Międzynarodowa Federacja Stowarzyszeń i Instytucji Bibliotekarskich (IFLA): rozważyć źródło (rozumieć cele i intencje), czytać treść, nie tylko nagłówek (aby zrozumieć cały materiał), sprawdzić autorów, by zweryfikować, czy są oni wiarygodni, ocenić pomocnicze źródła (upewnić się, że podają te same informacje), sprawdzić datę publikacji (aby zobaczyć czy informacje są trafne i aktualne), upewnić się, czy nie jest to żart, aby określić, czy nie mamy do czynienia z satyrą, przemyśleć własne uprzedzenia (aby zobaczyć, czy nie wpływają one na nasz osąd) i zapytać ekspertów (uzyskać potwierdzenie od niezależnych ludzi dysponujących wiedzą).
WP
Fot. pixabay.com