Pogarsza się poziom zaufania do mediów – wynika z opublikowanych właśnie raportów Gallupa i Knight Foundation poświęconych dezinformacji, stronniczości i przekłamaniom w środkach masowego przekazu. Co więcej – ludzie którzy sceptycznie podchodzą do tradycyjnych mediów są bardziej narażeni na uleganie dezinformacji.
Choć badania dotyczą Stanów Zjednoczonych, warto się z nimi zapoznać. Trudno sobie wyobrazić, by w tak spolaryzowanym i narażonym na wszelką dezinformację społeczeństwie jak polskie sprawa miała się mieć lepiej.
I tak Amerykanie uważają, że 39% wiadomości w gazetach, telewizji czy radiu to przekazy, które wprowadzają w błąd. Rzecz wydaje się zatrważająca, ale jeszcze gorzej jest z tym, co odbiorcy znajdują w mediach społecznościowych. Aż 2/3 wiadomości w tych serwisach uznano za fałszywe lub takie, których wiarygodności nie da się zweryfikować.
Co ważne, respondenci zgodnie wskazywali, że nie ma dla nich różnicy pomiędzy stronniczością, a rzetelnością. Źródła postrzegane jako nierzetelne wskazywano zazwyczaj jako niewiarygodne i odwrotnie. Wyjątek stanowiły gazety o długiej tradycji jak „New York Times” czy „Washington Post”. Te uznano za tendencyjne, ale rzetelne. Najlepszą opinią cieszą się w USA media publiczne – telewizja PBS (Public Broadcasting Service – amerykańska sieć 354 stacji telewizji publicznej) National Public Radio oraz agencja Associated Press. Po drugiej stronie znalazły się m.in. Huffington Post, Breitbart oraz stacja FOX News.
Na postrzeganie wiadomości ma wpływ wykształcenie. I tak osoby z wyższym wykształceniem rzadziej doszukują się w mediach dezinformacji. Podobnie jest z poglądami politycznymi. Tu przepaść jest spora. Wyborcy Republikanów doszukują się w mediach fałszu i nierzetelności częściej niż Demokraci (77% wobec 44%). Co ważne – obie grupy wyborców twierdzą, że najbardziej zainfekowane są media społecznościowe.
Co ciekawe – z badań wynika, że w przypadku napotkania informacji, którą uważają za podejrzaną, luzie najbardziej skłonni są do weryfikowania jej za pomocą najczęściej używanych przez siebie źródeł wiadomości (taką odpowiedź wskazało aż 83%). To oczywiście powoduje zamykanie się w bańkach informacyjnych – odbiorca za prawdziwe uważa się tylko te informacje, z którymi się zgadza i odwrotnie.
Ale są też i tacy, którzy korzystają z wyszukiwarek internetowych, np. Google, gdzie trafiają na najpopularniejsze lub najwyżej wypromowane treści. Co ciekawe – w USA prawie 2/3 respondentów (65%) deklaruje, że korzysta z serwisów służących do sprawdzania faktów. Większość deklaruje również, że odwołuje się do źródeł niosących inną perspektywę niż ich własna (58%). Wielu Amerykanów pyta także o zdanie tych bliskich, których uznają za lepiej poinformowanych (54%)
Z badań wynika, że siewcami dezinformacji są najczęściej osoby o konserwatywnych poglądach, raczej te uprzedzone do mediów. Dlaczego ludzie „podają fake’i dalej”? Najczęściej chodzi o zwrócenie uwagi na treść i prośbę o opinię – „co wy na to?”. Ale zdarza się także, że ludzie dzielą się jawną dezinformacją, bo „myślą, że może jest prawdziwa” lub po prostu chcą zagrać odbiorcy na nerwach.
Autorzy raportu zwracają więc uwagę, że przeciwdziałanie dezinformacji musi w pierwszym rzędzie polegać na próbie odbudowy zaufania do mediów wśród tych, którzy je utracili. To oni są najsłabszym ogniwem. Warto się przy tym zastanowić, co stoi za tym, że tak duża grupa odbiorców nie identyfikuje się z treściami, które do nich trafiają.
Raporty ośrodków Gallup i Knight Foundation opierają się na badaniach przeprowadzonych w lutym i marcu wśród 1440 dorosłych mieszkańców USA.
Źr: Poynter.com / KNIGHT Foundation / informacje własne