Źródło: Paweł Kazarin, specjalnie dla Крым. Реалии (Krym.Realia)
Statystyka potwierdza, że coraz więcej ludzi wykorzystuje sieci społecznościowe jako źródło informacji. Dla wielu, w ten sposób, media społecznościowe stają się również termometrem nastrojów społecznych.
I w tym tkwi problem.
W czasach powstawania Internetu wielu uważało, że pozwoli on wszystkim na kontakt ze wszystkimi. Rzeczywistość okazała się dokładnie odwrotna – sieć stworzyła różne informacyjne luki (enklawy), które między sobą często w ogóle się nie pokrywają. Ludzie naciskają „like”, „polubienie” przy czymś, co im się podoba, więc media społecznościowe, orientując się na to, dostosowują ich „serwis informacyjny”. W wyniku tego ci, z kim się nie zgadzają, znikają z ich kręgu widzenia. Jest to ogólny problem, dotyczy także Facebooka.
A oprócz ogólnego problemu bywają również i szczegółowe.
Jeżeli ukraiński odbiorca serwisów społecznościowych postanowi przejrzeć, co piszą mieszkańcy Krymu, to, najprawdopodobniej, dojdzie do wniosku, że wszyscy zamieszkujący półwysep biją brawa nowej rzeczywistości. Mało tego, dojdzie do wniosku, że ze względu na swe nieprzejednanie wyprzedzają oni nawet najbardziej zaciętych ukrainofobów w Moskwie. Po czym odbiorca ukraiński będzie retransmitować swe obserwacje jako dowody tego, że „Krym jest już utracony”. Lecz na tym polega osobliwość sytuacji na półwyspie, że wykonanie badań opinii na bazie sieci społecznościowych nie jest obiektywne.
Wynika to z tego, że wszyscy mieszkańcy Krymu dziś zostali podzieleni na dwie grupy. Jedna z nich – to ci, którzy potrafili dostosować się po aneksji: poszli na służbę, zdradzili, pracują dla rosyjskich mediów. Wszyscy ci ludzie w stopniu swej radykalności przewyższą każdego z moskiewskich szowinistów. A to dlatego, że spalili oni za sobą mosty – jeżeli jutro odbędzie się zmiana flagi państwowej nad półwyspem, to ci ludzie będą zmuszeni opuścić Krym. Choćby dlatego, żeby nie zostać oskarżonym w sprawach karnych na Ukrainie.
Ich agresja oraz radykalizm – to jedynie sposób na zdopingowanie siebie samych. Nie mają żadnych iluzji co do swego losu w wypadku powrotu Krymu pod jurysdykcję Ukrainy. I dlatego właśnie te osoby w najlepszych tradycjach antymajdanu grożą masowymi egzekucjami przez rozstrzelanie nawet uczestnikom moskiewskich protestów antykorupcyjnych. Wykrzykują hasła o „scenariuszu z Waszyngtonu”, czy „nie ważcie się huśtać naszą wspólną łodzią!”, czy też o „wyhodowanych przez Sorosa” a także inne tego typu „lojalne brednie”.
Oni krzyczą – więc ich właśnie najlepiej słychać. W ogólnokrymskiej przestrzeni medialnej te głosy brzmią praktycznie monopolistycznie. Więc i u osoby obserwującej tworzy się wrażenie, że cały Krym jest właśnie taki, jak i wspomniane postacie – są gotowi walczyć za cara i nową ojczyznę.
Mylne wrażenie.
Obok pierwszej grupy jest i druga. Są to ci, którzy po aneksji „zeszli do głębin przed radarami”. Ci, którzy oczekują na powrót Ukrainy. Ci, którzy nie przyjęli nowych realiów i starają się nie mieć styczności z państwem. Osoby, które z tych czy innych powodów nie mogły pozwolić sobie na wyjazd „na kontynent”. „Macie prawo milczeć: wszystko, co zostanie od tej pory przez was wypowiedziane, zostanie wykorzystane przeciwko wam na rozprawie sądowej”.
Nie widzicie ich – bo mają w mediach społecznościowych anonimowe profile, bez zdjęć. Nie słyszycie ich – bo oni mało komentują czy rzadko wciskają „polubienia”. Ale oni słyszą i widzą was – i z wielką uwagą wyłapują wszystko, co „na kontynencie” mówi się o Krymie, mając nadzieję, ze wyłapią w tym słowa adresowane właśnie do nich.
Oni milczą, bo nie chcą, aby do ich drzwi nad ranem zapukali panowie z FSB. Milczą, by nie trafić w szczęki rosyjskiego systemu ścigania i sądownictwa. Milczą, dlatego, że pamiętają, że nawoływanie do naruszenia integralności terytorialnej Rosji (a pod ten paragraf podpada proste stwierdzenie tego, że Krym – to Ukraina) może służyć do pozbawienia autora wolności na pięć lat.
Więc za każdym razem, jak będziecie chcieli wypowiedzieć coś uogólniającego o Krymie – proszę o tym pamiętać.
Źródło: Paweł Kazarin, specjalnie dla Крым. Реалии (Krym.Realia)