W Rosji od jakiegoś czasu kwitnie swoisty kult Jewgienij Prigożyna i Grupy Wagnera. I dzieje się tak, mimo buntu z czerwca 2023 roku i zagadkowej śmierci „kucharza Putina” w katastrofie samolotowej, będącej najprawdopodobniej wynikiem zaplanowanego na Kremlu zamachu. Winna temu jest w znacznej mierze sama moskiewska propaganda.

Fascynację Grupą Wagnera i jej przywódcą bardzo łatwo można zauważyć w rosyjskich mediach społecznościowych, gdzie wciąż bardzo popularne są elementy ikonograficzne rosyjskich najemników. Obok grobu Prigożyna chętnie fotografuje się młodzież, nawet jeśli odwiedzający go są przeszukiwani przez milicję. Powstają nawet jego pomniki. Jeden z nich – przedstawiający współzałożycieli Grupy Wagnera Prigożyna i Dmitrija Utkina – powstał w Kraju Krasnodarskim, w południowo-zachodniej Rosji. Wprawdzie budowane są one z prywatnych środków i lokalne władze odżegnują się od tych inicjatyw, jednak w Rosji niewiele rzeczy dzieje się bez wiedzy służb. Oznacza to, że kult ten jest w praktyce tolerowany przez czynniki oficjalne. Dodatkowo świadczy o tym to, że jeśli Prigożyn i Grupa Wagnera pojawia się współcześnie w prokremlowskich mediach, rzadko dzieje się to w kontekście jednoznacznie negatywnym.

Wiąże się to z uprzednią popularnością Grupą Wagnera i jej szefa w rosyjskim społeczeństwie. W znacznej części odpowiadają za nią sami najemnicy, którzy jeszcze nawet przez 2022 rokiem zbudowali własny mit głównie za pomocą mediów społecznościowych, ale także filmów, literatury czy komiksów, tworząc tzw. Wagnerverse. Kontynuowali oni te działania z dużymi sukcesami w pierwszym okresie otwartej inwazji na Ukrainę.

Ale współwinnym jest tu także rosyjska oficjalna propaganda. Współtworzyła ona mit Grupy Wagnera, jako niezwykle sprawnej, „nieustraszonej” i skutecznej formacji bojowej. Robiła to z bardzo praktycznych powodów. Chodziło o przyciągnięcie rekrutów potrzebnych do walki z Ukrainą, zwłaszcza tych, którzy byli niechętni do służby w kojarzonej z powszechną korupcją, fatalnym traktowaniem żołnierzy i bałaganem regularnej armii. Nimb otaczający wagnerowców miał też skłonić więźniów do podpisywania z nimi kontraktów.

Drugim elementem w tej układance jest współtworzony przez kremlowskie media mit Bachmutu. Miasto to postrzegane było w niej jako twierdza niemal nie do zdobycia, kluczowe miejsce frontu, którego opanowanie może mieć znaczący wpływ na ewentualną klęskę Ukrainy. A Grupa Wagnera była ukazywana – również za pomocą tworzonej przez siebie propagandy – jako jedyna formacja, która na tym odcinku robiła postępy, biła Ukraińców, wreszcie zdobyła miasto. To nic, że dokonała tego w znacznej mierze za pomocą „mięsnych szturmów” dokonywanych przez zeków, a heroiczne, wielotygodniowe walki toczyły się choćby o wybieg dla psów czy sklep ogrodniczy. Wagnerowski przekaz z ochotą pochwyciły media oficjalne i prokremlowscy trole, przyczyniając się do budowy obrazu najemników jako pierwszej kolumny szturmowej Federacji Rosyjskiej.

Obrazu tego nie zburzył nawet bunt Prigożyna. A wiązało się to po prostu ze znikomością sukcesów wojsk rosyjskich na froncie. Kreml rozpaczliwie potrzebuje ludzi, których można byłoby uczynić wojennym bohaterem w masowej wyobraźni własnego społeczeństwa, aby nakłonić je do większego udziału w wysiłku wojennym i akceptacji strat oraz wyrzeczeń. A kandydatów na takich bohaterów po prostu nie ma. Stąd tolerancja dla rozkwitającego kultu Prigożyna i Grupy Wagnera, którzy wciąż „robią” za takie postacie. Jest to tym łatwiejsze, że Prigożyn i jego pomocnicy – przynajmniej oficjalnie – nie występowali bezpośrednio przeciwko Putinowi, a jego złym „bojarom”. Rosyjska propaganda znalazła się więc w swego rodzaju pułapce. Kreml zapewne bardzo chętnie zlikwidowałby mit Grupy Wagnera, ale po prostu nie ma go czym zastąpić.    

Sytuacja ta po raz kolejny świadczy o tym, że rosyjska propaganda w swoich działaniach nie ustrzega się licznych błędów, a utrwalony w głowach ludzi przekaz trudno zmienić, nawet jeśli radykalnemu przekształceniu ulegną okoliczności. Zaś dezinformacja i tworzenie propagandowych mitów bywa mieczem obosiecznym. Może się przecież zdarzyć, że z czasem kult Prigożyna przesunie się z aspektu prowojennego na buntowniczy, skierowany przeciw niekompetencji władz i wojska. Zresztą u części rosyjskich milblogerów i kanałów telegramowych takie przesunięcie ma już miejsce. Bowiem nazwisko niegdysiejszego „kucharza Putina” pada tam w kontekście narzekań na nieprawidłowości w wewnętrznym funkcjonowaniu wojsk Federacji Rosyjskiej i całego systemu państwowego.