Niedawno świat Internetu obiegła wieść, że Putin nie żyje i został ostatecznie zastąpiony przez sobowtóra. Jej źródłem było tajemnicze konto telegramowe (mające też swoje odpowiedniki w innych mediach społecznościowych), o nazwie „General SVR”. Przedstawia się ono jako dobrze poinformowane o wewnętrznych układach i wydarzeniach na Kremlu, w rzeczywistości jednak należy je postrzegać jako źródło dezinformacji. Tylko czyjej?
Konto to funkcjonuje na Telegramie od 2020 roku i posiada tam ponad 400 tys. subskrybentów. Jego popularność rozpoczęła się po rosyjskiej inwazji na Ukrainę. „General SVR” podaje informacje rzekomo pochodzące z najbardziej wewnętrznych kręgów Kremla. Informował wielokrotnie o ciężkiej, śmiertelnej chorobie prezydenta Rosji, wewnętrznych walkach o władzę, istniejących frakcjach. Według jego wpisów sprzed miesięcy dni Szojgu i Gierasimowa miałyby policzone, podobnie zresztą jak umierającego Putina. We niemal wszelkich wizytach i wystąpieniach publicznych miał on być zastępowany przez liczne sobowtóry. Wyznaczono już następcę. Został nim Nikołaj Patruszew, sekretarz Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej, który ponoć od dawna już faktycznie rządzi krajem. Najszerzej w sieci rezonował wpis z grudnia 2022 roku, iż Putin, chory i wściekły z powodu klęsk na froncie, spadł ze schodów i narobił w spodnie.
Pod koniec października 2023 roku konto ogłosiło natomiast śmierć prezydenta Rosji, który miał po zgonie zostać czasowo zastąpiony przez sobowtóra. Całe rzekome wydarzenie zostało przedstawione przez nie w sensacyjnej literackiej formie, przypominając śmierć innego moskiewskiego „wodza” – Stalina – a raczej komiks o tym samym tytule („Śmierć Stalina”) i powstały na jego podstawie film. Warto dodać, że nie ma żadnych rzeczywistych przesłanek, że taki fakt nastąpił i poświęcone mu wpisy można postrzegać jedynie jako klasyczny fake news. Zwłaszcza, że „General SVR” ogłosił śmierć Putina już nie po raz pierwszy.
Warto zauważyć, że konto to było wielokrotnie cytowane w zachodnich (także polskich mediach). Stoją za tym dwie przyczyny. Po pierwsze brak sprawdzonych informacji o tym, co rzeczywiście dzieje się w kremlowskich kręgach władzy. Po drugie zaś tabloidowa, sensacyjna treść, połączona z „mocną”, wyrazistą formą przekazu. W rzeczywistości to, co pisze „General SVR”, stanowi mieszankę wiadomości prawdziwych, ewidentnie fałszywych i kompletnie nieweryfikowalnych, z dominacją tych ostatnich. Konto przy tym nigdy nie podaje źródeł swojej wiedzy, ograniczając się jedynie do twierdzenia, że są „pewne” i „wiarygodne”.
Kto zatem stoi za „Generalem SVR”. Teorii jest wiele. Jedna mówi o tym, że jego twórcą jest prof. Walerij Sołowiej, krytykujący działania Kremla politolog, znany również z rozpowszechniania różnych teorii spiskowych. Potwierdził on zresztą niedawno „rewelacje” konta o zgonie moskiewskiego władcy. Niezależny rosyjski portal Meduza wskazywał na ukraińskiego prawnika Wiktora Jermołajewa. Istniały pewne przesłanki sugerujące powiązania „Generala SVR” z ukraińskim wywiadem, a to ze względu na treści ukazujące Kreml jako niestabilne gniazdo oszustw i intryg, z Putinem kompletnie odciętym od prawdziwych informacji, oraz przedstawiające Rosję jako ponoszącą klęski w wojnie. W ten sposób szerzyłby zamieszanie w rosyjskim społeczeństwie, a mieszkańców Ukrainy i Zachodu umacniałby w woli oporu i udzielania Kijowowi pomocy. Jeśli jednak by tak było, projekt powinien mieć charakter krótkotrwały i po stwierdzeniu przez opiniotwórczą część odbiorców niewiarygodności przekazywanych danych, winien zostać porzucony i zastąpiony czymś innym. Inna teoria mówiła o sprawstwie jednej z kremlowskich frakcji. Z kolei Business Insider twierdził, że za kontem mogą stać byli i obecni członkowie rosyjskiej Służby Wywiadu Zagranicznego.
I wbrew pozorom teoria, że „General SVR” stanowi wytwór rosyjskich służb lub ich frakcji, wydaje się obecnie najbardziej wiarygodna. Przemawia za tym przede wszystkim posługiwanie się lejtmotywem moskiewskiej dezinformacji, czyli podważaniem zaufania do rzeczywistości. Według jej przekazu polityka nie stanowi bowiem naturalnej gry różnych interesów, ale pole wszechogarniających spisków, tajnych organizacji, ukrytych znaczeń, sobowtórów i ukrywanych śmierci. Nie do końca liczy się sam przekaz, co wprowadzone przez niego zamieszanie. Celem jest zmniejszenie wiary w to, co oficjalne, na rzecz doszukiwania się wszędzie ukrytych motywów. A ponieważ u większości odbiorców konta rosyjskie władze mają zerową wiarygodność, takie działanie wpisywałoby się w tendencję kremlowskiej propagandy do ogólnego deprecjonowania władz i oficjalnych kanałów komunikacji na Zachodzie.
Drugim – być może podstawowym – celem mogłoby całkowite zaciemnienie tego, co dzieje się na Kremlu, tak, aby nie można było zupełnie odróżnić prawdy od fikcji. W ten sposób można utrudnić procesy decyzyjne zachodzące wśród sojuszników Ukrainy. Bo jeśli nawet treści zostaną uznane za niewiarygodne, zawsze zasieją pewne wątpliwości. A najlepszym sposobem na rozpowszechnienie dezinformacji, jest przekazywanie wieści, które zachodnie i polityków społeczeństwa chcą usłyszeć.
Jeśli nawet konto byłoby prowadzone przez kremlowską frakcję niechętną Putinowi, nie należy mu wierzyć. Zwłaszcza, że frakcja ta nie musi się na dłuższą metę okazać mniej imperialna i bardziej przyjazna dla Zachodu niż obecni władcy Rosji.
Przykład „Generala SVR” pokazuje po raz kolejny oczywistą w dobie Internetu prawdę, że należy ufać tylko zweryfikowanym źródłom informacji. Nawet jeśli te niewiarygodne dostarczają nam wiadomości, jakie chcielibyśmy otrzymać.
MT