Co roku, w czwartą sobotę miesiąca Ukraina wspomina Wielki Głód lat 1932-33. Ta sowiecka, świadomie zaplanowana i zrealizowana zbrodnia ludobójstwa pochłonęła miliony istnień Ukraińców. Często zapominamy, że wśród ówczesnych mieszkańców Ukrainy dużą grupę stanowili Polacy. Jak mówi dr Andrij Kohut, dyrektor archiwum Służby Bezpieczeństwa Ukrainy, którego część stanowi tzw. „archiwum KGB” trudno jest stwierdzić, ilu Polaków zginęło w czasie Wielkiego Głodu. Na pewno były to dziesiątki tysięcy ofiar. Ukraina przez ostatnie lata dobija się wśród opinii międzynarodowej , by Wielki Głód uznać za ludobójstwo. Polska od lat Hołodomor uznaje za ludobójstwo, od złożenia kwiatów pod pomnikiem poświęconym ofiarom tej tragedii zaczął swoją wizytę w Kijowie premier Mateusz Morawiecki. Jak co roku tego dnia świeca zapłonęła w oknie Pałacu Prezydenckiego.

Podobnie jak i z innym zbrodniami, tak i w tym przypadku Rosja nie chce przyznać, że Wielki Głód był zaplanowaną zbrodnią i tworzy fałszywą narrację wokół tych dramatycznych wydarzeń. Ta sprawa tak denerwuje obecnych włodarzy Kremla, że w okupowanym Mariupolu rozebrali pomnik poświęcony ofiarom Wielkiego Głodu. Jednak to, że Kreml nie uznaje Wielkiego Głodu za ludobójstwo, nie oznacza, że nie wie, że tym właśnie on był. Kreml to doskonale wie i dziś sięga po równie haniebne metody w celu zniszczenia Ukrainy. Prezydent Andrzej Duda wspominając tę zbrodnię napisał na swoim Twitterze: „Wieczna Pamięć milionom Ofiar Wielkiego Głodu wywołanego 90 lat temu na Ukrainie przez stalinowski Związek Sowiecki. Wieczna hańba jego naśladowcom bombardującym dziś ukraińskie miasta, elektrownie, szkoły i szpitale.” Dzisiaj Rosja atakując Ukrainę uderza przede wszystkim w cywilów. Kolejne ataki na infrastrukturę energetyczną pozbawiają prądu, wody, ciepła zwykłych mieszkańców. Cierpią cywile. Skala tego jest ciężka do wyobrażenia. Symbolem może być zdjęcie dziewczynki na ukraińskiej stacji benzynowej z podłączonym inhalatorem. Rodzice chorej dziewczynki przez brak prądu nie mogli włączyć inhalatora w domu i musieli z nią jechać na stację benzynową gdzie prąd był zapewniony przez generatory. Ile chorych osób na Ukrainie przez brak prądu, wody na czas nie skorzysta z właściwej opieki medycznej? Ile starszych i chorych osób utknęło w wielopiętrowych blokach faktycznie bez możliwości wyjścia ze swoich mieszkań? Przypomnę tylko, że w ponad 400 tysięcznym Mikołajowie od kwietnia w wodociągu jest tylko słona, techniczna woda. Od słodkiej wody miasto zostało odcięte przez rosyjską armię. W niektórych miejscach prądu już nie ma kilka dni, podobnie jak i ciepła, czy wody.

Niszczenie niezbędnej do życia infrastruktury ma też zmusić Ukraińców do opuszczenia swoich domów. Tak samo jak w latach 30. ubiegłego wieku na to miejsce zapewne planują wejść Rosjanie. Gdy dzisiaj mówi się o rosyjskiej obecności na Donbasie, a nawet na Kubaniu, to właśnie zapomina się o tym, że Rosjanie masowo tam napłynęli po Wielkim Głodzie zajmując domy i majątek Ukraińców. To samo zresztą uczynili po deportacji Tatarów Krymskich w 1944 roku. Jednak Ukraińcy pomimo dramatycznej sytuacji tym razem masowo nie opuszczają swojego kraju, a pomysłom jak przetrwać tę skrajną sytuację nie ma końca. Na Ukrainie powstają punkty Niezłomności, w których jest dostępna energia elektryczna, w których można się też ogrzać, a czasem zaopatrzyć w niezbędne artykuły. Wiele domów, mieszkań przestawiło się na korzystanie z generatorów prądu, część osób wyjechała na wieś, gdzie w tym momencie życie, przetrwanie może okazać się w jakiś sposób łatwiejsze. Bez ustanku przyłączam się do apelu: nie zamykajmy swoich serc i domów przed naszymi ukraińskimi sąsiadami, bo nie wiemy jak długo wytrwają w tej ekstremalnej sytuacji.

Nie ma wątpliwości, że dziś jesteśmy świadkami ludobójstwa dokonywanego na obywatelach Ukrainy. Możemy próbować tak jak w latach 30. ubiegłego wieku zamykać oczy i udawać, że go nie ma, że nie wierzymy w oczywiste fakty. Niestety wtedy staniemy się współodpowiedzialni tej tragedii, a z czasem sami staniemy się ofiarami. Ukraińcy nie chcą dziś od nas wiele i mówią, że obronią się sami, ale potrzebują od nas broni, amunicji. A my nie powinniśmy im mówić jak tę broń i amunicję mają wykorzystywać.

Historyk Jurij Felsztyński, który był w gonie nielicznych ostrzegających już w 2015 roku, że atak na Ukrainę to faktyczny początek III wojny światowej w wywiadzie dla Radia Wnet zwraca uwagę na specyficzną dysproporcję w działaniach rosyjskich i ukraińskich wojsk: Rosjanie niszczą wszystko na ukraińskiej ziemi, niszczą rożnymi metodami ludność cywilną na terytorium Ukrainy, a ukraińskie wojsko może odpowiadać tylko ostrzeliwując rosyjskie wojsko i to też tylko te formacje, które przekroczyły granicę. Zwykły Rosjanin pozostaje bezpieczny w swoim domu z prądem, wodą i ciepłem z dala od frontu. To ułatwia mu popieranie bestialskiej polityki Putina i trwanie w wierze rosyjskiej propagandy. To niestety nie tylko uniemożliwia wygranie tej wojny przez Ukrainę w sposób trwały, lecz wręcz po prostu ten kraj wypala i może skazać na porażkę. A następni będziemy my.

Paweł Bobołowicz

Na zdjęciu ulica w Charkowie 1932, przechodnie mijają zmarłych z głodu ludzi. Fot. Alexander Wienerberger /wikipedia.org/