Republiki Azji Środkowej, tradycyjnie postrzegane jako rezerwat z zakonserwowanymi wpływami rosyjskimi, zaczęły ostatnio uwalniać się spod wpływów Kremla. „Szokująca Azja Centralna” okazała się niemiłą niespodzianką dla rosyjskich władz. Jest to jednak tylko objaw stopniowego ozdrowienia i wzrostu podmiotowości krajów postsowieckich.
Po rozpadzie ZSRR republiki środkowoazjatyckie tradycyjnie były traktowane w Moskwie jako źródło taniej siły roboczej, a ksenofobia wobec migrantów z tych republik wcale nie była ukrywana, zwłaszcza w Federacji Rosyjskiej, często przeradzając się w element polityki państwowej. Społeczność muzułmańska reagowała na to, budując nowe meczety i przeprowadzając masowe modlitwy w okresie obchodów islamskich świąt. Nawet sytuacja w Turkmenistanie w latach 90. XX wieku z etnicznymi Rosjanami, którzy za rządów Saparmurata Nijazowa byli zmuszeni do przyjęcia wyłącznie turkmeńskie obywatelstwo lub (porzucając swój majątek) ucieczki do Rosji, niczego Moskwy nie nauczyła. Natomiast przedstawiciele rosyjskiej elity politycznej regularnie zgłaszali roszczenia terytorialne do Kazachstanu.
Dzwonek alarmowy dla Putina zabrzmiał w przeddzień szczytu SOW (Szanghajska Organizacja Współpracy – przyp. red.), który odbył się w połowie września w Samarkandzie. Po drodze na szczyt chiński przywódca Xi Jinping udał się do Astany, gdzie przeprowadził serdeczne rozmowy z prezydentem Kazachstanu Kasymem-Żomartem Tokajewym. Lokalne media podkreśliły, że przywódcy obu krajów rozmawiali bez tłumaczy, a to mimowolnie przypomina nam, jak Putin nie mógł wymówić nazwiska prezydenta Kazachstanu podczas spotkania z nim. Ponadto Xi Jinping dość wyraźnie wypowiedział się na temat wspierania integralności terytorialnej Kazachstanu. Chciałbym przypomnieć, że Tokajew przeszedł interesującą ewolucję: od polityka, który w styczniu 2022 r. wezwał kontyngent wojsk z krajów OUBZ (Organizacja Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym – przyp. red.) do „zaprowadzenia porządku” w Kazachstanie, do prezydenta, który rozpoczął ofensywę przeciwko swojemu poprzednikowi Nursułtanowi Nazarbajewowi i ogłosił gotowość do kandydowania na urząd prezydencki przed terminem, ale tylko na jedną kadencję prezydencką. Nawiasem mówiąc, utrzymanie się Xi na stanowisku sekretarza generalnego Komunistycznej Partii Chin pozwala Tokajewowi liczyć na dalsze wsparcie z jego strony.
Apel prezydenta Tadżykistanu Emomali Rahmona do prezydenta Władimira Putina o szacunek dla narodów Azji Środkowej nie był przypadkowy. Wypowiedział go prawdziwy weteran, „aksakal” z kohorty prezydentów regionu (piastujący urząd dłużej niż Putin), rozpoczynający swego czasu karierę polityczną ze zrusyfikowanym nazwiska Rachmonow. Pomimo formatu okrągłego stołu wezwanie to wywołało efekt wybuchu bomby, ponieważ Rosjanie na pewno nie spodziewali się czegoś takiego od przedstawicieli Azji Środkowej.
15 października br. na rosyjskim poligonie w obwodzie biełgorodzkim miała miejsce strzelanina. A właściwie egzekucja (według oficjalnych danych rosyjskich zginęło 11 osób, a 15 zostało rannych), którą przeprowadziło dwóch żołnierzy armii rosyjskiej (narodowości tadżyckiej) zmobilizowanych przez Rosjan w połowie października. Strzelanina oraz jej powody (podane w szeregu źródeł) świadczą, że armia rosyjska nie ma zamiaru odrzucić wytworzonych przez wieki stereotypów. Teraz to już nie sowieccy, ale rosyjscy wojskowi mają „swoją dumę”, i będą starali się dostosować wszystkich podkomendnych do własnych standardów. Muzułmanie, którym proponuje się służbę w szeregach rosyjskiej armii okupującej tereny Ukrainy na wymianę za rosyjski paszport „nieco później”, nie powinni liczyć na szacunek dla ich wiary. Jest to przywilej „kadyrowców”, za który dzisiejszy przywódca Czeczenii odpłaca Kremlowi szczenięcą lojalnością. Strzelanina ta zmusiła władze rosyjskie do natychmiastowego zwołania posiedzenia Rady Bezpieczeństwa, po czym jej sekretarz Nikołaj Patruszew ogłosił zmiany w ustawodawstwie migracyjnym Federacji Rosyjskiej oraz naloty na miejsca zwartego pobytu migrantów. W praktyce będzie to oznaczać wzrost ksenofobii państwowej w Rosji i różne przejawy korupcji w komunikacji między imigrantami z Azji Centralnej a siłami bezpieczeństwa.
Rosja nie otrzymała ciosu w plecy, jak mogą sądzić niektórzy. Płaci tylko za dziesięciolecia pogardy i imperialnego myślenia wobec swoich sojuszników, którzy wyraźnie wyczuli moment słabości Kremla i wzrastające wsparcie Chin. Agresja Kremla na Ukrainie stała się katalizatorem destrukcji „ruskiego miru” w przestrzeni postsowieckiej i procesu tego nie da się powstrzymać.
Jewhen Mahda
Fot. pixabay.com