Autor: Jewhen Mahda, Instytut Światowej Polityki
Wiosennym manewrom wojskowym i koncentracji wojsk rosyjskich na granicy z Ukrainą towarzyszyły wysiłki na rzecz odczłowieczenia Ukraińców. Nie jest to nowy, lecz nadal skuteczny element wojny hybrydowej, który może zostać wykorzystany nie tylko przeciwko Ukrainie.
Wraz z rozpoczęciem niewypowiedzianej wojny Rosji z Ukrainą na Donbasie wiosną 2014 roku rozpoczął się proces dehumanizacji przeciwnika. Nawet inaczej – szczerze mówiąc, w porównaniu z poprzednimi latami wszedł on na nową orbitę, zyskał nowe brzmienie. Ukraińskich żołnierzy i żołnierzy batalionów ochotniczych niemal natychmiast po rozpoczęciu działań wojennych zaczęto nazywać „Ukropami” (analogia do koperku oraz w nawiązaniu do popularnego wówczas w rosyjskiej sieci internetowej pejoratywnego określenia Ukraińców – „Ukry”). W odpowiedzi członkowie prorosyjskich nielegalnych formacji zbrojnych i najemnicy rosyjscy otrzymali przydomek „Koloradzi” (od kolorów obranej przez separatystów jako symbolu wstążki św. Jerzego i przez analogię z zabarwieniem stonki, zwanej również żukiem kolorado). Jednak masowa dehumanizacja przeciwnika we współczesnym świecie wydaje się być nieskuteczną bez wykorzystania spersonalizowanych drażliwych tematów. Skuteczną ona może stać się tylko wtedy, gdy wykorzystany zostanie katalizator zdolny do oddziaływania na maksymalną liczbę żołnierzy oraz potencjalnych uczestników działań bojowych. Pod tym względem w Rosji brak jakichkolwiek zastrzeżeń moralnych.
I i II wojny światowe przyniosły liczne przykłady zastosowania takich technologii. Jednym z przykładów takiej dehumanizacji jest napisany przez sowieckiego poetę Konstantina Simonowa latem 1942 roku wiersz „Zabij go”. Nazistowskie Niemcy działały na jeszcze większą skalę, promując teorię rasową i poglądy mizantropijne, najpierw na skalę Niemiec, a od 1939 roku szerzej – na skalę europejską. Realizacją tej teorii i haseł stał się Holokaust i masowe egzekucje ludności na okupowanych terenach Polski, Ukrainy, Białorusi i krajów bałkańskich.
Chociaż rosyjska wojna hybrydowa z Ukrainą trwa już od ośmiu lat, w ostatnich miesiącach stosowanie technologii odczłowieczania znacząco wzrosło. Na początku kwietnia 2021 roku rosyjskie media oraz media okupowanych na Donbasie ukraińskich terenów (ORDŁO) poinformowały o śmierci w okolicach Doniecka 5-letniego chłopca Władysława Szychowa ze wsi Oleksandriwśke. Śmierć nastąpiła w wyniku wybuchu granatu rzekomo zrzuconego przez ukraiński bezzałogowy statek powietrzny (UAV). Tę wiadomość aktywnie rozpowszechniano w mediach rosyjskich, a babcia chłopca pojawiła się nawet na antenie kremlowskiej stacji telewizyjnej Rossija-1. Nie wspomniała jednak o dronach, a mówiła jedynie o okolicznościach śmierci chłopca. Specjalna Misja Monitorująca (SMM) OBWE na podstawie przeprowadzonych telefonicznie badań stwierdziła, że dziecko padło ofiarą niezidentyfikowanego ładunku wybuchowego znalezionego na jego własnym podwórku.
Dehumanizację można nazwać jednym z kluczowych elementów współczesnej wojny, błędem byłoby jednak zakładać, że operacje tego typu są prowadzone wyłącznie na teatrze działań wojennych. W bliskiej do frontu strefie krążą najstraszniejsze i najbardziej absurdalne plotki. Latem 2014 roku lokomotywą rosyjskiej propagandy stała się historia – szeroko rozpowszechniany materiał telewizji rosyjskiej opowiadający o rzekomej demonstracyjnej egzekucji małego chłopca przez ukraińskich żołnierzy. Kobieta, która opowiadała przed kamerą telewizyjną ten fake, Halina Pyszniak, obecnie mieszka na rosyjskiej głębokiej prowincji i narzeka na stosunek do niej ze strony Rosjan. Chociaż absurdalność i bezpodstawność oskarżeń stopniowo przekształciły stwierdzenie „ukrzyżowany chłopczyk” w ilustrację cynizmu Kremla, trzeba przyznać: w lipcu 2014 roku, podczas trwających na dobre we wschodnich regionach Ukrainy działań wojennych, jego twórcy uzyskali odpowiedni efekt mobilizacyjny.
Zarówno w 2014 roku, jak i w 2021 roku rozpowszechnianie absurdalnych plotek o śmierci małych chłopców w wyniku zbrodni wojennych miało skierować gniew mieszkańców Donbasu i Rosji przeciwko Ukrainie. Wiosną 2021 roku do takiego rozwoju wydarzeń nie doszło z powodu rezygnacji władz rosyjskich z dalszej eskalacji napięć. Jednak sam fakt przeprowadzenia podobnych operacji jest potężnym sygnałem o prowadzonych przygotowaniach do działań wojennych.
Dehumanizacja przeciwnika jest niebezpiecznym katalizatorem wojny hybrydowej. Wypacza opinię publiczną i popycha ją w określonym przez propagandystów kierunku. Osobliwością tego procesu można nazwać poleganie na zastosowaniu propagandowych klisz i gotowość Rosji do rozpowszechniania tych tendencji nie tylko w tych krajach, w których toczą się konflikty zbrojne.
Dobitnym dowodem jest sytuacja wokół białoruskiego opozycjonisty Romana Protasewicza, którego Łukaszenka osobiście oskarżał o zabijanie ludności cywilnej na terytorium Ukrainy. Incydent z jego zatrzymaniem stał się poważnym wyzwaniem dla UE i USA oraz wykorzystaniem zasad bezpieczeństwa ICAO w interesach politycznych Łukaszenki. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że aktywnie używa on słów „neonazizm” i „neonaziści” (Białoruś należy do krajów najbardziej dotkniętych w czasie II wojny światowej), to możemy mówić o celowym i świadomym odczłowieczaniu oponentów.
Jewhen Mahda, Instytut Światowej Polityki