Dezinformacja wokół COVID-19 nie jest jedynie domeną mocarstw, takich jak Chiny i Rosja, czy też problemem znanym z naszego kręgu kulturowego. Jak się okazuje, fake newsy, plotki, zwyczajne kłamstwa, ale i dezinformacja na poziomie państwowym są w przypadku pandemii koronawirusa obecne także w Afryce, na kontynencie, który – przynajmniej w oficjalnych liczbach – dość dobrze radzi sobie z obecną sytuacją.
Dane dotyczące pandemii w Afryce są zastanawiające. Z około 41 milionów przypadków COVID-19 zarejestrowanych przez Światową Organizację Zdrowia, na Czarnym Lądzie stwierdzono tylko 1,6 miliona – 4 procent całkowitej liczby przypadków (dane z 22 października 2020). To i podobnie niska liczba zgonów z powodu koronawirusa, jest zaskoczeniem dla naukowców. To jednak temat na inną dyskusję.
Tymczasem naukowcy z serwisu „The Bulletin” zwracają uwagę na jeszcze jedną sprawę – pomimo tych danych kontynent afrykański stoi w obliczu problemu znanego na całym świecie: pandemicznej dezinformacji. Poniżej prezentujemy zebraną przez badaczy z amerykańskiego serwisu The Bulletin garść faktów na ten temat:
- W Tanzanii przypadki COVID-19 utrzymują się od 8 maja na stałym poziomie 509. Wówczas amerykański Uniwersytet Johnsa Hopkinsa odnotował jakiekolwiek nowe przypadki w tym kraju. To o tyle zaskakujące, że w międzyczasie sąsiad Tanzanii, o wiele mniejsza Kenia, zgłosił do 22 października aż 45 tys. zakażonych koronawirusem. Jak to możliwe? Otóż Tanzania przestała na wiosnę wysyłać dane o przypadkach COVID-19 do Światowej Organizacji Zdrowia. Co więcej, tamtejszy prezydent John Magufuli ogłosił, że kraj ma być „wolna od koronawirusa”, co zostało potwierdzone przez premiera tego kraju. Jak wylicza Te Bulletin, jednocześnie w tym kraju pojawiły się fałszywe artykuły podkreślające rzekome pochwały Banku Światowego dla reakcji Tanzanii na pandemię.
- Naukowcy z USA zauważają, że podobna dezinformacji w Afryce to nic nowego. Już w 2018 r. w Demokratycznej Republice Konga (DRK) krążyły fałszywe wiadomości dotyczące walki z epidemią Eboli. Politycy tego kraju twierdzili nawet, że Ebola została wyprodukowana w celu „wymazania części populacji” – widzimy podobne historie dotyczące COVID-19 – zauważają autorzy The Bulletin.
- Z kolei w Nigerii władze od mają nadzieję, że uda im się uniknąć powtórki tego, co miało miejsce wokół – właśnie – pandemii Eboli w 2014. Wówczas mnożyły się przypadki osób, które zmarły lub trafiły do szpitala po zastosowaniu „alternatywnych metod leczenia”, takich jak kąpiele solankowe. Warto dodać, że w Nigerii od listopada 2019 r. obowiązuje restrykcyjna ustawa kryminalizująca wykorzystywanie mediów społecznościowych do rozpowszechniania fałszywych lub złośliwych informacji. Została przegłosowana pomimo sprzeciwu organizacji dziennikarskich i obywatelskich.
- Inne rządy w Afryce także wprowadzają środki zaradcze. I tak Kenijczykom grozi dwa lata więzienia i grzywna w wysokości 50 000 szylingów za rozpowszechnianie fałszywych informacji. The Bulletin donosi także, że np. w RPA do więzienia trafili mieszkańcy szerzący fake newsy, jakoby wirus został celowo rozprzestrzeniony przez obcokrajowców. – W walce z dezinformacją ofiarami padają jednak chcący docierać do faktów dziennikarze w Nigrze, Ghanie i Sierra Leone – dodaje jednak amerykański serwis.
- Ale „ciekawostek” jest więcej. I tak w Kenii gubernator Nairobi Mike Sonko włączył do paczek z żywnością dla biednych butelki z koniakiem. Powoływał się przy tym na fałszywe badania, pochodzące rzekomo ze Światowej Organizacji Zdrowia, jakoby alkohol miał chronić przed COVID-19. Mike Sonko dodatkowo powielał w mediach społecznościowych fake newsy dotyczące pandemii w tym o ofiarach COVID-19, wyrzuconych na brzeg przez Morze Martwe (w rzeczywistości film pochodził z wybrzeża Libii i przedstawiał ciała afrykańskich imigrantów, które zostały wyrzucone na brzeg z wraku statku w 2014 r.).
- W RPA jedna z partii politycznych poprosiła prezydenta Cyrila Ramaphosę o zajęcie się fałszywymi teoriami spiskowymi, w tym dość skomplikowaną, mówiąca o tym, że prezydent spiskuje z Billem Gatesem na rzecz wprowadzenia w Afryce programu pilotażowych szczepionek przeciwko SARS-COV2.
- Ale bodaj najciekawszą i przy tym niebezpieczną historię znajdujemy w Sudanie Południowym. Rozpowszechniane jest tam noszenie „kart do usuwania wirusów” – przypinanych etykiet, zawierających środki dezynfekujące, rzekomo „wyłapujące” z powietrza wirusy, w tym COVID-19. I choć brzmi to absurdalnie, rzecz jest bardzo poważna – podobne karty nosili podczas oficjalnych spotkań politycy tego kraju – minister obrony Angelina Teny czy wiceprezydent Riek Machar, który został sfotografowany 15 maja 2020 roku, nosząc kartę podczas spotkania z ambasadorem USA.
Naukowcy zgonie twierdzą, że podobne karty są nie tylko nieskuteczne w zwalczaniu COVID-19, ale także potencjalnie niebezpieczne dla zdrowia układu oddechowego. Wszystko ze względu na znajdujące się w nich związki chemiczne.
Co dodatkowo zaskakujące – podobne „karty” można było kupić już od dawna. Zajmujący się tropieniem fake newsów dziennikarze z agencji AFP podają, że: znaleźli karty w sprzedaży online w różnych krajach, w tym w Libanie i na Filipinach, a także w serwisie Amazon w Japonii. Reklama w malezyjskiej witrynie opisywała kartę „Virus Shut Out” jako „najlepszą ochronę przed COVID-19”.
– Produkt jest sprzedawany w Japonii jako lek na grypę od co najmniej 2015 roku, na długo przed pojawieniem się nowego koronawirusa w chińskim mieście Wuhan. Jednak japońska agencja konsumencka (po japońsku – red.) 15 maja 2020 roku ostrzegła opinię publiczną, że produkt jest nieskuteczny przeciwko COVID-19 – podaje AFP.
Więcej informacji z Afryki (i nie tylko) już niebawem.
WM
Źródła: The Bulletin /afp /opr. własne
Polub nasz profil na:
Twitterze: https://twitter.com
Instagramie: https://www.instagram.com
Facebooku: https://www.facebook.com
Telegramie: https://t.me/Stopfakepl